PiS ma w końcu CBA

To będzie pierwsza taka służba, która nie wyrasta z PRL i nie ma związków z tym, co było niedobre w III RP - ocenił wczoraj powstanie CBA zadowolony prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Lider PiS zapowiedział, że mogą się bać "aferzyści i ci, którzy chronili afery, uzyskali wysoki status polityczny. I ci politycy, którzy być może mają tajne konta". CBA ma ruszyć jesienią. Sejm przyjął wczoraj powołującą je ustawę.

Po głosowaniu PiS urządził przyszłemu szefowi CBA posłowi Mariuszowi Kamińskiemu owację na stojąco. Za CBA zagłosowało 354 posłów, przeciw 43, a 20 się wstrzymało. Zgodę PiS, Samoobrony i LPR przypieczętowała większość PO i posłowie niezrzeszeni. W Platformie tylko Andrzej Gałażewski był przeciw, a wstrzymało się 5 posłów. Podzielił się PSL: 6 posłów było za, 12 się wstrzymało. Przeciw zagłosował prawie cały SLD, dla którego CBA jest "zbrojnym ramieniem PiS", ograniczeniem demokracji i zamachem na prawa człowieka.

Koalicja odrzuciła prawie wszystkie propozycje opozycji: żeby szefa CBA powoływał Sejm, żeby premier nie mógł wydawać szefowi Biura wytycznych, żeby nieumundurowani funkcjonariusze CBA nie mogli zatrzymywać prywatnych pojazdów bez asysty policji. Przeszły tylko dwie poprawki SLD: pierwsza rozszerza obowiązek składania oświadczeń majątkowych polityków na europosłów. Druga nie pozwala CBA robić tajnych agentów z osób pełniących funkcje publiczne, m.in. parlamentarzystów.

Co jest w ustawie, która trafi do Senatu?

CBA jest służbą specjalną podległą premierowi, który powołuje jej szefa na cztery lata. Może go też odwołać. Szefem CBA musi być obywatel polski o nieskazitelnej "postawie moralnej, obywatelskiej i patriotycznej", niekarany, z wyższym wykształceniem, nie może być członkiem partii politycznej (Kamiński zapowiedział już, że zrzeknie się mandatu i członkostwa w PiS).

Biuro ma walczyć z korupcją zwłaszcza w instytucjach państwowych i samorządach i zwalczać "działalność godzącą w interesy ekonomiczne państwa". Ma sprawdzać oświadczenia majątkowe osób publicznych, pilnować, by nie łączyły funkcji publicznych z działalnością gospodarczą. Ma badać prawidłowość pomocy państwa i samorządów dla firm, organizację przetargów, wydawanie koncesji i zwolnień podatkowych.

Funkcjonariusze mają dostać szerokie uprawnienia - podobne do uprawnień policji, ABW czy Agencji Wywiadu. Będą mogli zatrzymywać osoby i pojazdy, przeszukiwać, przeglądać zawartość bagaży, podsłuchiwać, kontrolować korespondencję. Będą też mogli "żądać niezbędnej pomocy" od instytucji państwowych i samorządowych oraz przedsiębiorców, którzy stykają się z tymi instytucjami.

Przedsiębiorcy współpracujący z instytucjami państwowymi i samorządowymi będą mieli obowiązek nieodpłatnie pomagać funkcjonariuszom CBA. Do pozostałych firm, organizacji społecznych i zwykłych obywateli CBA będzie mogło "zwracać się o pomoc". Tu obowiązku pomocy nie ma.

Do walki z korupcją CBA ma cały arsenał środków: fizyczne, techniczne i chemiczne środki przymusu bezpośredniego - w tym możliwość użycia broni palnej. Kontrowersje budzi możliwość zbierania danych o obywatelach - w tym informacji o poglądach politycznych, życiu seksualnym czy wyznaniu. CBA będzie też mogło korzystać np. z danych objętych tajemnicą bankową. A przy wykonywaniu zadań może "korzystać z pomocy osób niebędących funkcjonariuszami CBA" i im za to płacić.

CBA zatrudni 500 funkcjonariuszy. W 2006 r. ma kosztować 70 mln zł. Przejmie budynek zajmowany dotąd przez Urząd Komitetu Integracji Europejskiej. Choć rekrutacja jeszcze się nie zaczęła, do CBA - jak informował wczoraj Mariusz Kamiński - zgłosiło się już około tysiąca osób. Praca w CBA ma się opłacać: funkcjonariusze mają zarabiać "wyraźnie więcej" niż inne służby mundurowe.

Zapytaliśmy wczoraj min. Kamińskiego: - Kiedy CBA zacznie działać? - Do końca czerwca dostaniemy budynek, wtedy zacznie się organizacja CBA i rekrutacja. To potrwa parę miesięcy. Ale już jesienią biuro powinno zacząć praktyczne działania - odpowiedział. A czy są już sprawy, o których przyszły szef CBA myśli: tym się zajmę w pierwszej kolejności? - Być może mam takie plany, ale na razie ich nie ujawnię - odpowiada minister.

Prezentując w styczniu w imieniu rządu ustawę o CBA, Mariusz Kamiński wymienił nazwiska Jana Kulczyka, Aleksandra Gudzowatego i Ryszarda Krauzego. Stwierdził, że ich związki z polityką: zatrudnianie byłych posłów i ministrów go niepokoją. Wczoraj Kamiński zapowiedział: - Podtrzymuję tę deklarację.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.