SLD walczy o swoich ludzi we władzach NFZ

Lokalni działacze SLD naciskają na NFZ i podważają wyniki konkursów na dyrektorów wojewódzkich oddziałów Funduszu, w których przegrali ich faworyci. Domagają się, by prezes Funduszu Jerzy Miller zmienił swoje decyzje.

Konkurs na dyrektorów oddziałów Narodowego Funduszu Zdrowia trwał kilka miesięcy. W całym kraju zgłosiło się 81 kandydatów. Przejrzystości i uczciwości konkursów, jak zapewnia NFZ, strzegli fachowcy z Urzędu Służby Cywilnej.

31 marca prezes NFZ Jerzy Miller wskazał kandydatów na nowych dyrektorów w sześciu województwach. W Lubuskiem został nim Marek Cieślak, były starosta żarski, kiedyś członek Unii Wolności, dziś bezpartyjny. Odpadł Zbigniew Pierożek, obecny dyrektor NFZ, faworyt SLD i jego prominentny działacz.

Lewica natychmiast przystąpiła do ataku, dyskredytując Cieślaka. Negatywną opinię wystawiła mu Rada Społeczna NFZ, w której przewagę mają nominaci z Sojuszu.

Kolejny cios zadał sejmik lubuski (gdzie bezwzględną większość ma SLD), forsując kuriozalną uchwałę mówiącą o "zaniepokojeniu" z powodu porażki Pierożka. Demonstracyjnie nie głosowali radni PO i PiS. - Nie chcieliśmy brać udziału w tej farsie - mówi Tadeusz Ardelli. - Oni walczą o stołek dla swojego kolegi. A przecież sejmik i marszałek nie mają nic wspólnego z NFZ.

Swoje dołożył też pięcioosobowy zarząd województwa kontrolowany przez działaczy SLD. W otwartym liście oskarżył Cieślaka to, że w przeszłości zadłużył szpital w Żarach na 25 mln zł. Dostało się też prezesowi NFZ. Marszałek województw nazwał jego krok "szkodliwym społecznie".

Lubuskiemu Sojuszowi z odsieczą przyszedł nawet szef partii Józef Oleksy. - Zmiana dyrektora NFZ jest niezrozumiała - powiedział podczas wizyty w Zielonej Górze. Same konkursy nazwał "wydumanymi". Lubuskim działaczom obiecał interwencję w Warszawie.

Przypadek lubuski nie jest incydentem. W konkursie na świętokrzyskiego szefa NFZ przepadł obecny dyrektor i znany działacz SLD Henryk Michałkiewicz. - Trzeba wyjaśnić, dlaczego w ogóle był przeprowadzony ten konkurs, jaki miał regulamin, zasady, punktację - komentowała posłanka SLD Bożena Kizińska. I zaatakowała następczynię Michałkiewicza - kojarzoną z prawicą Ewę Cybulę. W liście do prezesa Millera posłanka oskarżyła ją o zadłużenie kieleckiego ZOZ.

Na Mazowszu też rada wstawiła się za dotychczasowym dyrektorem - działaczem SLD Sławomirem Idzikowskim. Negatywną ocenę wystawiła natomiast bezpartyjnemu Andrzejowi Jacynie, byłemu działaczowi "Solidarności", który konkurs wygrał. - Wstawiliśmy się za Idzikowskim, bo pod jego pieczą Fundusz działał bez większych zarzutów. Popierają go też lekarze i związki zawodowe - uzasadniał Waldemar Kowalczyk, przewodniczący Rady Społecznej mazowieckiego Funduszu i jednocześnie komendant chorągwi stołecznej ZHP.

Sam Jacyna tak komentuje zamieszanie: - Wygrałem konkurs. Nie jestem laikiem. Byłem szefem Branżowej Kasy Chorych. Mogę więc jedynie podejrzewać, dlaczego moja nominacja wzbudza tyle niepokoju.

W pozostałych trzech województwach (małopolskie, podlaskie, warmińsko-mazurskie) rady społeczne odrzuciły kandydatów wskazanych przez Millera.

Negatywne opinie rad społecznych nie są rozstrzygające. Miller nie musi ich brać pod uwagę. - Ale skoro protesty płyną z całego kraju, to prezes nie może udawać, że nic nie znaczą - tłumaczy jeden z lubuskich posłów, który nie chce występować pod nazwiskiem. - Partia liczy na to, że Miller po prostu nie podejmie żadnej decyzji i wszystko pozostanie po staremu.

W centrali NFZ przyznają, że SLD Miller jest naciskany przez SLD. - Zapewniam jednak, że do końca kwietnia prezes podejmie suwerenną decyzję - zapowiada Aneta Styrnik z biura prasowego NFZ.

Chodzi o duże pieniądze

Dyrektorzy NFZ zarządzają ogromnymi pieniędzmi i armią dobrze opłacanych urzędników. Budżet małego oddziału lubuskiego to 800 mln zł i 154 zatrudnione osoby. Do oddziałów często rekrutuje się osoby według klucza partyjnego. Tak było w przypadku b. prezydenta Zielonej Góry Zygmunta Listowskiego, który po przegranych wyborach znalazł pracę w lubuskim NFZ. Odszedł, bo radny nie może pracować w NFZ. "Gazeta" opisywała również sprawę ekspertyzy, którą dla lubuskiego NFZ pisał poseł SLD Alfred Owoc i zainkasował za to 18 tys. zł honorarium.

Dyrektorzy wybierani są na czas nieokreślony. Dyrektorska pensja to 10,5 tys. zł brutto.

Napieralski: Niech szef NFZ sam decyduje

Artur Łukasiewicz: Sojusz opowiada się za konkursami na stanowiska w administracji publicznej. Takie odbyły się na szefów regionalnych NFZ. A teraz lokalny SLD naciska, by prezes Miller zmienił swoje decyzje. To jak to jest? Konkursy tak, ale takie, w których wygrywają swoi?

Grzegorz Napieralski, wiceprzewodniczący SLD: Jeżeli coś takiego wystąpiło, to nie na wielką skalę i wcale nie oznacza, że znów upartyjniamy państwo. Szef NFZ np. nie ma nic wspólnego z SLD. Jeżeli ktoś z uczestników poczuł, że wynik jest niesprawiedliwy, niech sam się odwołuje. Politycy nie powinni się mieszać.

Powinna obowiązywać prosta zasada. Stanowiska polityczne, np. wojewody, podlegają rozdaniom politycznym. Inspekcje i ważne urzędy - prawom kompetencji i umiejętności kandydatów. Inaczej jest źle.

I to powinno się stać w tym przypadku?

- Tak. Prezes Miller nie jest przecież partyjnym prezesem i niech decyduje.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.