Marcinkiewicz o budżecie UE: yes, yes, yes!

Po kilkunastu godzinach wyczerpujących negocjacji, w sobotę w nocy państwa Unii Europejskiej porozumiały się w sprawie kolejnego budżetu siedmioletniego. Polska ma z niego otrzymać 59,625 mld euro w samych tylko funduszach strukturalnych i spójności

Sukces został ogłoszony o 2,35 w nocy. - To porozumienie pozwoli Europie pójść naprzód, a nam wykazać się solidarnością - powiedział premier kończącej półroczną prezydencję w UE Wielkiej Brytanii Tony Blair. - stwierdził brytyjski premier Tony Blair, który przewodniczył negocjacjom. Wtórował mu prezydent Francji Jacques Chirac. - To dobre porozumienie dla Europy, które daje jej środki potrzebne by pokryć koszt jej ambitnych zamierzeń - mówił.

Polski premier Kazimierz Marcinkiewicz nawet nie starał się ukryć swojej radości. - Jestem młodym człowiekiem, przynajmniej tak mi się wydaje. Jak młodzi ludzie wygrywają, to robią tak: yes, yes, yes - krzyczał. - Smak zwycięstwa jest tak dobry jak francuski szampan - mówił.

Zdaniem premiera Polska uparcie broniła zasady solidarności, pilnowała, by budżet był skonstruowny tak, aby wspierać rozwój we wszystkich nowych krajach Unii.

Marcinkiewicz podziękował przewodzącemu negocjacje Tony'emu Blairowi a także prezydentowi Francji Chirakowi i kanclerz Niemiec - Angeli Merkel za poparcie polskiej sprawy. Tej ostatniej dziękował szczególnie za to, co zrobiła dla Polski na samym końcu negocjacji. Merkel przeniosła wówczas kwotę 100 mln euro ze wsparcia niemieckich landów Niemiec na pięć najbiedniejszych województw Polski. - To piękny gest, gest solidarności - mówił premier. Na polskie 100 mln złożyło się 25 mln euro dla Bawarii i 75 mln dla landów z b. NRD.

Przyjęty budżet dla Polsce 59,6 mld euro w funduszach strukturalnych i spójnościowych. To tylko o 2 mld euro mniej niż dawał nam w czerwcu Luksemburg, ale o ponad trzy miliardy więcej niż przewidywała pierwsza brytyjska propozycja sprzed kilkunastu dni. Według ostrożnych szacunków Komisji Europejskiej, polskiemu rządowi udało się odwojować 75 proc. tego co chciała nam początkowo zabrać - w porównaniu do propozycji Luksemburga - prezydencja brytyjska.

Ale niemal do ostatniej minuty nie było pewne, czy dwudniowy szczyt zakończy się powodzeniem. Politycy unijni otwarcie przyznawali, że to był jeden z najtrudniejszych dni w historii Unii. I najbardziej dramatycznych.

Dopiero tuż przed 20.00 pojawiły się informacje, że Brytyjczycy byli gotowi zaproponować nową - trzecią już w ciągu ostatnich dni - propozycję budżetową. Poprzednie dwie zostały poddane miażdżącej krytyce prawie wszystkich państw członkowskich, głównie ze względu na zbyt duże cięcia w funduszach pomocowych dla nowych państw członkowskich.

Nowa brytyjska propozycja była jednak wyraźnie lepsza niż poprzednie: 1,045 proc. PKB Unii, czyli ok. 862 mld euro. O ok. 13 mld euro więcej, niż proponowali jeszcze w środę. I dokładnie tyle samo, ile w piątek po południu zasugerowała kanclerz Niemiec Angela Merkel.

Ale prawdziwe emocje dopiero się zaczynały. Rządowe delegacje dostały dokument tuż przed 23.00. Po krótkiej analizie, Polska i Węgry powiedziały: Nie zgadzamy się. Premier Marcinkiewicz nie mógl zaakceptować tego, że z tej dodatkowej kwoty 13 miliardów Polska ma dostać tylko niespełna 2 mld euro. Oczekiwał większej podwyżki. - Jest szansa na większy, bardziej solidarny budżet - mówił. - Ale zasada solidarności musi obowiązywać także przy dzieleniu środków - tłumaczył.

Polska domagała się jeszcze dodatkowych kilkuset milionów euro. Perspektywa zawetowania budżetu przez Polskę zaczęła być całkiem realna.

Ale do tego na szczęście nie doszło. Premier Tony Blair zdecydował się na jeszcze jedną rundę rozmów z premierami Kazimierzem Marcinkiewiczem i Ferencem Gyurcsanym. Krótko po nich Brytyjczycy zebrali się, by nanieść ostatnie poprawki, jeszcze troche polepszające naszą kopertę. Jeszcze raz interweniowała też kanclerz Angela Merkel, która postanowiła oddać Polsce część pieniędzy pierwotnie zapisanych landom niemieckim.

Ostateczna oferta dla Polski wynosiła więc dodatkowe 2,3 mld euro. Brytyjczycy dali do zrozumienia, że "dalszych poświęceń już nie mogą zaakceptować".

Bo żeby dojść do ponad 862 mld euro, musieli ograniczyć swój rabat, czyli ulgę w składce do unijnego budżetu, do - jak nieoficjalnie mówiono - 10,5 mld euro. Ta wymuszona na Brytyjczykach redukcja rabatu to wspólny sukces Francuzów, Niemców i Polski. Rabat był jednym z najważniejszych elementów sporu budżetowego w ostatnim półroczu. Londyn długo nie chciał się zgodzić na żadną redukcję rabatu. Tymczase, Francuzi i Niemcy domagali się nie tylko, by rabat został mocno ścięty na najbliższe siedem lat, dając dodatkowe pieniądze do budżetu - na pokrycie kosztów rozszerzenia UE. Chcieli także, by zmniejszyć rabat na stałe. Londyn ustępował stopniowo. Najpier zaproponował 8,5 mld euro redukcji. W piątek - pod naciskiem prezydenta Francji Jacquesa Chiraca i kanclerz Angeli Merkel - zgodził się na dodatkowe cięcie 2,5 mld euro. I zgodził się też, by od 2013 r. obecny system obliczania rabatu został w ogóle zniesiony.

Jeszcze w nocy z czwartku na piątek budżet wyglądał jak rozsypane na stole i niepasujące do siebie puzzle, które Brytyjczycy składali od nowa. Żeby wiedzieć, jak to zrobić, Tony Blair musiał poprowadzić maraton spotkań. W piątek rano rozmawiał z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, prezydentem Francji Jacquesem Chirakiem, premierem Hiszpanii José Luisem Zapatero, kanclerzem Austrii Wolfgangiem Schüsselem i premierem Węgier Ferencem Gurcsanym. Zaraz potem spotkał się z szefem Komisji Europejskiej José Manuelem Barrosą, a chwilę później - znów, tym razem już we trójkę, z Chirakiem i Merkel. Po południu Blair spotkał się z polskim premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem.

Żaden z polityków nie wychodził z tych spotkań w pełni zadowolony. - Bądźmy realistami, to dla nikogo nie będzie idealne porozumienie, włączając Wielką Brytanię - mówił w międzyczasie rzecznik prasowy Blaira.

Polski premier prowadził własną ofensywę w imię finansowej solidarności w UE, czyli większych funduszy na rozwój dla nowych krajów. Rano długo rozmawiał z Barrosą, potem spotkał się z premierem Belgii Guy Verhofstadtem. Polscy dyplomaci z satysfakcją podkreślali, że o spotkanie poprosili także... Słowacy, którzy już w czwartek byli gotowi wstępne zaakceptować brytyjskie pomysły.

Tuż przed lunchem Marcinkiewicz odbył prawdopodobnie najważniejsze spotkanie - z Angelą Merkel.

Dopiero w piątek polska delegacja wreszcie zaczęła mówić o konkretnych pieniądzach. Bo w poprzednich dniach mówiliśmy głównie o zasadach. O tym że oszczędności nie wolno dokonywac głównie kosztem nowych państw członkowskich.

- W nocy długo rozważaliśmy taktykę negocjacyjną i stwierdziliśmy, że zbyt długo mówiliśmy tylko językiem zasad - tłumaczył jeden z doradców premiera. Taka taktyka mogłaby wskazywać, że Polska nie ma konkretnych pomysłów.

Koniec końców, na ustępstwa musiały pójść wszystkie państwa. Także Francuzi. Chodziło o usilnie promowaną przez Brytyjczyków tzw. klauzulę przeglądową - zapis mówiący, że za kilka lat cały unijny budżet, a szczególnie wydatki na rolnictwo, będzie poddany "przeglądowi". I ewentualnej redukcji. Ale zapisy tej klauzuli są na tyle niejasne, że można je interpretować na wiele sposobów.

W piątek nawet już rzecznik Blaira przyznawał, że klauzula rewizyjna i tak będzie mogła być w 2008 r. zablokowana przez Francuzów: unijne traktaty stwierdzają, że każda decyzja dotycząca finansów może być przyjęta tylko w drodze jednomyślności.

Szarzy ze zmęczenia politycy unijni podkreślali: to był jeden z najcięższych szczytów Unii Europejskiej. Negocjacje ciągnęły się godzinami. Drzwi do saloniku Blaira nie zamykały się od samego rana. Przewodniczący negocjacjom brytyjski premier dwoił się i troił, by wysłuchać racji sfrustrowanych krajów: Hiszpanii, Włoch, Belgii, Polski, Węgier. Brytyjczycy z godziny na godzinę przesuwali termin przedstawienia nowej oferty. Oficjalny "obiad roboczy" przechodził w kolację, spotkania z dziennikarzami były odwoływane, politycy nerwowo krążyli po korytarzach.

Rozluźnić atmosfery nie pomagały nawet największe smakołyki angielskiej kuchni, którymi Brytyjczycy raczyli uczestników szczytu.

W czwartek wieczorem podano jagnięcinę z Irlandii Północnej, zupę z wędzonego łupacza i czerwone wino. Angielskie, z Devonu. - Było bardzo dobre. Nie zorientowałem się, że było brytyjskie - śmiał się następnego dnia Barroso. Szef Komisji, z pochodzenia Portugalczyk, znany jest ze swojego gustu do win.

Z doboru potraw nie do końca zadowolony był francuski prezydent Jacques Chirac. Nie smakowały mu podane na deser brytyjskie sery. - Mam nadzieję, że to się już więcej nie powtórzy - mówił.

Jego życzeniu stało się zadość. Kolejny dzień został zdominowany przez ryby. Głównym daniem podanym na lunchu była "trylogia rybna": dorsz na parze, pieczony turbot oraz łosoś z patelni z dodatkami. Na deser grillowana gruszka i marmolada z pomarańczy. Żadnych serów.

Najważniejsze zapisy budżetu UE 2007 - 13, uzgodnionego w sobotę 17 grudnia w Brukseli:

łączny poziom zobowiązań finansowych - 862,4 mld euro (1,045 proc. Dochodu Narodowego Brutto państw UE)

polityka spójności (m.in. fundusze strukturalne) - 308 mld euro

wydatki na rolnictwo - 292 mld euro

administracja - 50 mld

sprawy wewnętrzne, imigracja i polityka kulturalna - 10,2 mld euro

administracja - 50,3 mld euro

Czy uzgodnienie budżetu UE to sukces Polski?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.