Sejmowa debata o 100 dniach rządu Marcinkiewicza

- Pierwsze 100 dni były czasem realizacji zapowiedzi programowych, a przede wszystkim okresem radykalnej zmiany stylu rządzenia - powiedział w piątek w Sejmie premier. Kazimierz Marcinkiewicz (PiS). PO, SLD i PSL rząd krytykowały, a Samoobrona i LPR przekonywały, że rząd popierają, ale nie są wasalami PiS

Premier przypomniał, że członkowie rządu ujawnili majątki i zarobki i uczynili "przezroczystym" podejmowanie decyzji. A jak trafiają się niedociągnięcia, to reakcja jest błyskawiczna. Marcinkiewicz zapewnił, że rząd naprawia państwo. Rząd rozpoczął pracę nad zmianami w wymiarze sprawiedliwości; są pieniądze na 400 dodatkowych etatów asystentów sędziego. Przypomniał o reformach dla PiS sztandarowych: zaostrzeniu kodeksu karnego i kodeksu postępowania karnego; na skorumpowanych rząd szykuje zaś Centralne Biuro Antykorupcyjne. Pochwalił dyplomację - wspomniał szczyt budżetowy Unii Europejskiej, na którym udało się obronić przed cięciami w funduszach dla Polski.

Wśród osiągnięć wymienił wzrost gospodarczy i "nierosnące" bezrobocie. Zapewnił, że jesienią spadnie do 16,5 proc. Przez trzy lata mają maleć podatki.

Podziękował Jarosławowi Kaczyńskiemu za pakt stabilizacyjny. Nie wymienił jego partnerów: Samoobrony i LPR, czego nie omieszkali wytknąć mu Andrzej Lepper (Samoobrona) i Roman Giertych (LPR).

Po premierze mówił Jarosław Kaczyński, ale skupił się nie na rządzie, lecz na jego wrogach.

Przedstawiciel największego klubu opozycji - Zbigniew Chlebowski (PO) wybrał polemikę z premierem, nie z prezesem Kaczyńskim.

- Dopiero się okaże, czy rząd będzie potrafił zrealizować wielkie słowa. Na razie w cenie jest dobry uśmiech, polonez na studniówce czy nieistniejąca autostrada wyznaczona gestem premiera. Nie było projektów ustaw - mówił.

Rząd krytykowały też SLD i PSL.

- Miały być uproszczone podatki, miały być ulgi prorodzinne, pięciolatki miały być objęte wychowaniem przedszkolnym, miało być tanie państwo, dziś to żart. Premier czaruje publiczność sztuczkami jak David Copperfield - wyliczał Jerzy Szmajdziński (SLD). A polemizując z Kaczyńskim dodał: - Niech się rząd nie dziwi, że czołówka intelektualna kraju porównuje Polskę do frankistowskiej Hiszpanii.

- 100 dni rządu to tworzenie instytucji kontroli i nadzoru, kosztem spraw społecznych oraz socjalnych. Gdzie Polska socjalna, Polska solidarna? - pytał prezes PSL Waldemar Pawlak.

W trudnej sytuacji byli Lepper i Giertych. Musieli wesprzeć rząd, a zarazem pokazać swoją odrębność od PiS. Rząd wsparli, PiS uszczypnęli.

- Zabrakło panu uczciwości, panie premierze, powiedzieć, że to program nie tylko PiS, lecz paktu stabilizacyjnego. Po wystąpieniach pana premiera i prezesa PiS tak się wydaje, jakby w ogóle nas nie było w Sejmie, jakbyśmy byli maszynką do głosowania. Każda sroczka swój ogonek chwali i rząd PiS ma do tego prawo, ale są w tym układzie trzy sroczki i trzy ogonki trzeba chwalić - mówił Lepper.

- Panie premierze, prosiłbym, aby pan nie chwalił się becikowym, bo pana partia głosowała przeciw. Nieładnie chwalić się cudzymi sukcesami - powiedział Giertych. I dodał: - Cień Okrągłego Stołu, cień bardzo złych rządów Jerzego Buzka wisi nad Sejmem, nad główną partią Sejmu.

Giertych przestrzegł Kaczyńskiego, żeby PiS nie stał się monopartią, bo "to już było". Zagroził też, że jeśli nie będzie możliwości realizowania wspólnego programu, "to się rozejdziemy".

O debacie w Sejmie i wystąpieniu Kaczyńskiego nie poinformowały wczorajsze główne Wiadomości TVP. Szef TVP1 Maciej Grzywaczewski pojechał wieczorem do Wiadomości i zażądał wyjasnień, jak do tego doszło. Marzena Paczuska (wydawca wczorajszych Wiadomości) tłumaczyła się, że nie miała w Sejmie reporterów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.