Prezydent ogłosił, że nie skróci kadencji Sejmu

Nie będzie wcześniejszych wyborów- powiedział w orędziu prezydent Kaczyński. Obwinił Platformę, że nie powstała ?preferowana przez Polaków? koalicja PiS z PO. Poparł pakt stabilizacyjny PiS z LPR i Samoobroną. Wcześniej PiS wymusił większą dyscyplinę w pakcie: teraz nawet poprawki do ustaw wymagają zgody wszystkich. Lepper i Giertych ulegli, by uniknąć wyborów

Prezydent był lakoniczny, ale o napięcie zadbał. Początek orędzia można było odebrać jako zapowiedź wyborów: "Rząd PiS cieszył się popularnością, łączyły się z nim nadzieje. Mogły się jednak okazać płonne, co pokazały wydarzenia grudnia i stycznia. W tej sytuacji podjąłem rozmowę z liderami wszystkich ugrupowań, przy czym z liderami PO spotykałem się trzykrotnie. Preferowana przez Polaków koalicja i tym razem okazała się niemożliwa".

Wniosek - rozwiązać? Nie. Bo w sukurs PiS przybyli Lepper i Giertych. "Zawarty został tzw. pakt stabilizacyjny. Nie widzę przesłanek do skrócenia kadencji" - oznajmił prezydent.

Zapowiadane na 20.00 orędzie opóźniło się o ponad godzinę. Dochodziły sprzeczne sygnały: czy prezydent skróci kadencję Sejmu, co oznaczałoby przyspieszone wybory w ciągu 45 dni? Czy przyjmie za dobrą monetę wyniki zwołanego ad hoc spotkania "triumwiratu" Kaczyński (Jarosław) - Lepper - Giertych?

Dochodziły zaskakujące sygnały o kontrowersji między braćmi: Jarosław raczej za zachowaniem Sejmu, Lech raczej za wyborami.

Wszystko zaczęło się od depeszy PAP z 15.15: "Prezydent jest bliski podjęcia decyzji o rozwiązaniu parlamentu". Czy to kaczka dziennikarska? A może przeciek kontrolowany i PiS gra va banque? - pytali dziennikarze.

- Nie wierzę - komentował na gorąco Roman Giertych (LPR).

- To by znaczyło, że PiS od początku prowadził cyniczną grę - ocenił Andrzej Lepper (Samoobrona). Cyniczną, bo obaj z Giertychem - chcąc uniknąć przyspieszonych wyborów - podpisali dwa tygodnie temu z PiS pakt stabilizacyjny. Miał zapewnić rządowi większość w Sejmie, a Samoobronie i Lidze - przeżycie.

Wydawało się, że prezydent nie skorzysta już z prawa do skrócenia kadencji za nieuchwalenie budżetu, na co miał czas do północy. Partnerzy nie mogli uwierzyć, że PiS "chce wyciąć taki numer".

Kolejne wypowiedzi podsycały ogień.

- Skoro koalicja z PO nie była możliwa, podpisanie paktu stabilizacyjnego było jakimś rozwiązaniem. Ale ostatnie wydarzenia pokazują, że to rozwiązanie mało stabilne. Decyzję prezydent ogłosi w orędziu - mówił po 16 prezydencki minister Maciej Łopiński.

Politycy PiS precyzowali pretensje do partnerów: gdy w niedzielę w Radiu Zet Jan Rokita (PO) rzucił pomysł prorodzinnej reformy podatków, LPR i Samoobrona go podchwyciły. Wizja takiego "sojuszu podatkowego" PO-Samoobrona-LPR przestraszyła PiS.

A były też inne racje za rozwiązaniem Sejmu: korzystne dla PiS sondaże, szansa na pozbycie się z Sejmu PSL, osłabienie reszty partii. Poza tym - nie wszystkim w PiS, i na pewno nie prezydentowi - podoba się układ z Lepperem i Giertychem.

Rozeszła się też wieść, że prezydent wzywa marszałków Sejmu i Senatu. A konstytucja wymaga, by przed rozwiązaniem parlamentu wysłuchał ich opinii.

O 17 urzędnik z Kancelarii Prezydenta puścił do nas oko: - Nie mamy zaufania do pewnego wysokiego polityka...

Gdy prezydent i politycy PiS ważyli argumenty, Giertych i Lepper robili wszystko, żeby przekonać o swojej lojalności.

- Już wczoraj powiedziałem "Wyborczej", że Liga zrobi wszystko, żeby pakt się utrzymał - mówił Giertych w Sejmie.

- Ja jestem słowny, pan Giertych jest słowny. Nie ma podstaw do wyborów. Weźcie wszystkie stanowiska, my chcemy tylko, żebyście dobrze rządzili krajem - powiedział Lepper do kamery TVN 24, ale oczywistym adresatem był Jarosław Kaczyński.

O 18.30 cała trójka spotkała się w siedzibie Samoobrony.

- Jestem tu, żeby zapobiec wyborom. Nie chcę mówić za brata, ale wiem, że prezydent traktuje opcję przyspieszonych wyborów poważnie - powiedział lider PiS tuż przed rozmową.

Spotkanie trwało niecałe pół godziny. - Pakt obowiązuje - ogłosił Lepper. Z jedną zmianą - partie zobowiązały się do niepopierania także cudzych poprawek, a nie tylko całych projektów. Czyli sojusz podatkowy z PO przestaje być możliwy.

- Mam nadzieję, że przekonam prezydenta, żeby nie rozwiązywał Sejmu - mówił Kaczyński po rozmowach. I pojechał do Pałacu Prezydenckiego, by porozmawiać z bratem.

Przed 19 dobiegła wiadomość: orędzie miało być nagrywane po godz. 18, żeby poszło "z puszki". Ale prezydent odwołał nagranie i zdecydował się wygłosić je na żywo. Wciąż się wahał.

Po 19 do Pałacu Prezydenckiego przybyli marszałkowie Sejmu i Senatu. - Prezydent nie podjął jeszcze decyzji. Ja byłem przeciw wyborom - powiedział PAP Bogdan Borusewicz. Jak zdradził nam inny polityk PiS, niechętny był też marszałek Sejmu Marek Jurek. Dodał, że prezydent "skłania się ku wyborom".

Po 20 nastroje zaczęły się zmieniać. Ludwik Dorn w TVP 1 łagodził różnice w poglądach na podatki między PiS a Samoobroną i LPR, a nawet obwinił za całe zamieszanie wicepremier Zytę Gilowską. Stwierdził, że mówiąc o braku pieniędzy na ulgę prorodzinną, przedstawiła stanowisko własne, a nie rządu. A więc dyskusja o podatkach nie była poważnym naruszeniem paktu.

TVP, czekając na orędzie, zmieniła program - politycy zastąpili sztukę "Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę".

Prezydent Kaczyński podjął:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.