To kilkaset stron materiałów, które na opozycjonistę Jarosława Kaczyńskiego zbierali esbecy w latach 70. i 80. W tym kopia dyplomu ukończenia studiów, świadectwa pracy, notatki z przesłuchań, wiadomości od agenta SB (o zawartości teczki - poniżej).
Prezes PiS zaczął konferencję od pokazania zaświadczenia z IPN o przyznaniu mu dwa lata temu statusu pokrzywdzonego, a potem pokazał teczkę. Dla dziennikarzy przygotowano 30 jej kopii.
Na pytanie dlaczego w jego teczce jest tak mało dokumentów, mimo że przecież był w opozycji od lat70., Jarosław Kaczyński odparł, że nie wie, ale że w teczce jego brata i np. Donalda Tuska jest jeszcze mniej.
Według prezesa PiS część dokumentów jest sfałszowana. Dotyczą 1982 r., początków stanu wojennego. I zostały podrobione - jak przypuszcza prezes PiS - prawdopodobnie w roku 1992 lub 1993. Chodzi o rzekome podpisanie przez niego tzw. lojalki - zobowiązania się do przestrzegania przepisów stanu wojennego i PRL. SB wymuszała takie lojalki na zatrzymywanych działaczach "S".
Prezes PiS złożył wczoraj zawiadomienie o przestępstwie sfałszowania tych papierów. Kto fałszował? Kaczyński nie chciał powiedzieć, kogo o to podejrzewa. Wcześniej mówił, że w teczce są "ślady działalności płk. Jana Lesiaka".
Płk Lesiak stał na czele tajnego zespołu w UOP prowadzącego od 1992 r. operacje przeciwko skrajnym ugrupowaniom prawicowym i lewicowym, m.in. Porozumieniu Centrum, ówczesnej partii Kaczyńskiego.
Sfałszowaną lojalkę opublikowało "Nie" w 1993 r. Marek Barański zamieścił tam artykuł, w którym zasugerował też, że Kaczyński był informatorem SB.
Jarosław Kaczyński wytoczył mu proces i w 1998 r. Barański został skazany na karę grzywny. "Nie" przeprosiło Kaczyńskiego i napisało, że padło ofiarą prowokacji UOP.
Z kolei płk Lesiak we wtorek w TVN 24 nie przyznał się do fałszowania teczki Kaczyńskiego.
Dziennikarze pytali Kaczyńskiego, czy to, że ktoś buszował w jego teczce, nie jest argumentem przeciw lustracji - bo podobnie mogło być w przypadku innych osób.
Kaczyński odparł, że jego sprawa jest wyjątkowa. - W początkach lat 90. byłem traktowany jako osoba szczególnie niebezpieczna, którą trzeba zniszczyć i której dawna służba bezpieczeństwa nienawidzi. Skądinąd to dla mnie wielka pochwała - mówił. I dalej: - Jestem zdecydowanym zwolennikiem lustracji, ale nie ujawniania wszystkich akt wszystkich ludzi.
Kaczyńskiemu chodzi o ochronę prywatności osób spoza dzisiejszej polityki. - Jak pani Ygrekowska działała w podziemiu, teraz jest poza polityką, a są w jej teczce materiały o jej życiu osobistym, to ich ujawnienie wiązałoby się z wielką krzywdą - mówił.
Politycy to co innego. Prezes PiS zaznaczył, że w tym przypadku jest za pełną jawnością, łącznie z informacjami na temat rodziny. Przy okazji usprawiedliwił badanie przeszłości dziadka Donalda Tuska podczas ostatniej kampanii.
Ktoś spytał o informacje na temat życia osobistego: - Były kiedyś sugestie m.in. Lecha Wałęsy na temat pana życia prywatnego, chodziło tutaj o inną orientację seksualną. Czy to też znajduje się w tej teczce?
- W tej teczce na ten temat nie ma ani jednego słowa - odpowiedział Kaczyński.