Szefowie MTK wiedzieli, że hali grozi katastrofa

Szefowie targów wiedzieli, że hala zagraża życiu, ale nie odwołali wystawy gołębi - twierdzą katowiccy prokuratorzy. Wczoraj złożyli wniosek o aresztowanie szefów MTK

Prokuratorzy skończyli wczoraj ich przesłuchiwać. Bruce R., prezes MTK, Ryszard Z., wiceprezes, oraz Adam H., dyrektor techniczny firmy, są podejrzani o świadome spowodowanie niebezpieczeństwa zagrożenia katastrofą budowlaną i nieświadome doprowadzenie do śmierci 65 osób. Po południu do sądu trafił wniosek o ich tymczasowe aresztowanie.

Zarzuty oparto na zeznaniach pracowników firmy, rzeczoznawców, inspektorów nadzoru budowlanego i analizie dokumentów. Śledczy twierdzą, że hala, która zawaliła się 28 stycznia podczas wystawy gołębi, była eksploatowana w sposób skandaliczny. - Szefowie MTK przez świadome zaniedbania doprowadzili do katastrofy budowlanej, która pochłonęła 65 ofiar śmiertelnych - mówił prokurator Tomasz Tadla, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach.

70 m dachu się wygięło

Kilkanaście dni przed katastrofą śnieg i lód odkształcił 70 m kw. dachu (uszkodzonego już w 2002 r. i remontowanego bez zgody i wiedzy nadzoru budowlanego). Wgięcie miało 20 cm głębokości. Rzeczoznawca, który zbadał dach, kazał szefom MTK natychmiast odśnieżyć budynek i skontaktować się z projektantem. Miał on opracować sposób wzmocnienia konstrukcji. MTK nie zrealizowało tych zaleceń. Odśnieżanie kosztowałoby bowiem kilkanaście tysięcy złotych, a robotnicy mogliby zniszczyć pokrywającą dach folię uszczelniającą.

Tadla: - Szefowie targów mieli wtedy świadomość, że hala zagraża życiu wystawców, ale nie odwołali planowanej na 28 stycznia międzynarodowej wystawy gołębi.

Skąd wniosek o areszt, skoro szefowie MTK nie unikali do tej pory kontaktów z prokuraturą? Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że prokuratorzy obawiają się, iż podejrzani mogliby nakłaniać świadków do składania fałszywych zeznań. Po zatrzymaniu nie przyznali się bowiem do winy i wzajemnie obciążali się odpowiedzialnością.

Każdy mówi: to nie ja

Bruce R. - obywatel Nowej Zelandii i Wlk. Brytanii - twierdzi, że nie miał żadnego wpływu na warunki, w jakich eksploatowano halę wystawową. Jeździł bowiem po świecie i zajmował się kwestiami biznesowymi. Jako osoby odpowiedzialne za jej stan wskazał swojego zastępcę Ryszarda Z. i Adama H., dyrektora technicznego MTK. Ten ostatni utrzymuje jednak, że wykonywał polecenia wydawane przez wiceprezesa Ryszarda Z. To wiceprezes miał decydować o wszystkim, co się działo na terenie MTK.

Wiceprezes Z. odmówił składania wyjaśnień. Przesłuchiwany tuż po zawaleniu się hali twierdził, że sprawy techniczne nie leżały w jego kompetencji. W firmie miał odpowiadać wyłącznie za sprawy handlowe.

Prawnicy: areszt zasadny

Profesor Zbigniew Ćwiąkalski, prawnik z Uniwersytetu Jagiellońskiego: - Wzajemne obciążanie się podejrzanych rodzi podejrzenie, że na wolności mogliby nakłaniać świadków do zmiany zeznań. W takiej sytuacji prokuratura ma pełne podstawy prawne do złożenia wniosku o zastosowanie wobec nich aresztu. Zaznaczam jednak, że nie znam szczegółów sprawy i wypowiadam się teoretycznie.

Podobnego zdania jest profesor Kazimierz Marszał, karnista z Uniwersytetu Śląskiego. Jego zdaniem wystarczającą przesłanką do złożenia wniosku o tymczasowe aresztowanie szefów MTK jest grożąca im kara ośmiu lat więzienia. - Nie można też bagatelizować społecznego wydźwięku tej sprawy i ogromnego stopnia jej szkodliwości. W gruzach hali zginęło przecież 65 osób - tłumaczył prof. Marszał.

Śledczy czekają teraz na ekspertyzy biegłych (naukowców z politechnik Śląskiej, Wrocławskiej i Krakowskiej), którzy wyliczają, ile ważył śnieg i lód zalegający na dachu. Badany jest też wątek domniemanych błędów przy projektowaniu i budowie hali. Nieoficjalnie wiadomo, że prokuratorzy sprawdzają, czy pracownicy nadzoru budowlanego prawidłowo wykonywali swoje obowiązki. - Sprawdzamy, ile było kontroli na terenie MTK, jakie były zalecenia i czy dopilnowano ich realizacji - mówi nasz informator z prokuratury.

Copyright © Agora SA