Akcja ratunkowa godzina po godzinie

Hala Międzynarodowych Targów Katowickich zawaliła się tuż przed 17.15, w sobotę 28 stycznia. Akcja ratunkowa trwała blisko dobę

17.15 - oficer dyżurny śląskiej policji odbiera telefon od anonimowego mężczyzny. Treść jest dramatyczna: "Zawaliła się największa hala Międzynarodowych Targów Katowickich, w środku są setki osób. Przyślijcie pomoc". Na miejsce jadą karetki pogotowia, wozy straży pożarnej i policji. Pierwszych rannych wyciągają policjanci - na miejscu są po czterech minutach. Wsadzają ich do radiowozu i wiozą do szpitala.

17.28 - do sztabu kryzysowego napływa pierwszy raport o ofiarach: 40 osób jest w drodze do szpitala, dziesiątki ciągle znajdują się pod gruzami. Dowodzący akcją proszą o przysłanie dodatkowych karetek. Śląskie szpitale ogłaszają mobilizację. Z domów ściąga się lekarzy i pielęgniarki.

18.02 - do odgruzowywania hali przystępuje 445 policjantów i 450 strażaków. Pomagają sanitariusze z załóg medycznych. Nie chcą czekać bezczynnie na pacjentów. Gołymi rękami wyciągają ludzi spod stosu betonu i żelastwa. Na ulicach aglomeracji katowickiej słychać przejmujące syreny karetek ratunkowych. Policjanci zamykają teren MTK, wpuszczają wyłącznie służby ratunkowe.

18.30 - na miejsce tragedii docierają ratownicy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu, GOPR-owcy i przewodnicy 13 psów szkolonych do wykrywania ludzi pod gruzami. Ratownicy uruchamiają geofony - urządzenia, dzięki którym są w stanie wykryć dźwięki dobywające się z rumowiska. Słyszą błagalne krzyki uwięzionych i sygnały telefonów komórkowych. Do sztabu akcji docierają dramatyczne relacje ludzi, którzy dodzwonili się do krewnych znajdujących się pod dachem hali.

19.05 - szpitale w Chorzowie, Siemianowicach i Katowicach informują, że izby przyjęć nie nadążają z przyjmowaniem pacjentów. Ranni ludzie płaczą i dopytują się o bliskich. Kolejni trafiają już do szpitali Sosnowca, Dąbrowy i Piekar Śląskich. Prokuratura rozpoczyna śledztwo.

20.30 - sztab kryzysowy podaje pierwszy komunikat o ofiarach śmiertelnych. Strażacy wyciągnęli z gruzowiska cztery ciała. W szpitalach jest 80 rannych. - Rosnący mróz jest naszym największym wrogiem - mówi Janusz Skulich, dowodzący akcją ratunkową szef śląskiej straży pożarnej. Termometry pokazują 14 st. C.

21.40 - na rumowisku atmosfera podniecenia. Ratownicy dokopali się do starszego mężczyzny - żyje! Bilans ofiar śmiertelnych rośnie w zastraszającym tempie. Sztab ogłasza: nie żyje 12 osób.

22.09 - na miejsce przyjeżdża premier Kazimierz Marcinkiewicz. W towarzystwie prokuratorów i ratowników chodzi po leżących na ziemi fragmentach dachu. Zalega na nich śnieg.

22.15 - ratownicy zmieniają sposób prowadzenia akcji. Co jakiś czas na gruzowisku zapada cisza. Strażacy pilnie nasłuchują. Spod zawalonego dachu nie dobiega żaden dźwięk. W centrum zarządzania kryzysowego wojewody śląskiego i w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach urywają się telefony. Dzwonią ludzie z całej Polski. Wszyscy dopytują się o bliskich. Bilans ofiar coraz straszliwszy: 20 zabitych, 117 rannych.

23.08 - akcja ratunkowa nie traci impetu, ale ratownicy są przerażeni - natykają się wyłącznie na martwe ciała.

0.48 - premier Marcinkiewicz na miejscu tragedii składa kondolencje rodzinom ofiar. Zapowiada powołanie specjalnej komisji, która wyjaśni, dlaczego runął dach. Razem z nim akcję koordynuje minister transportu i budownictwa Jerzy Polaczek i Zbigniew Religa, szef resortu zdrowia.

1.00 - ratownicy wyciągają z gruzowiska ciało sierż. sztab. Tadeusza Bartosika, który zabezpieczał wystawę gołębi.

1.15 - na gruzowisko wkraczają przewodnicy z psami wyszkolonymi do wykrywania zasypanych ludzi. W ratowników wstępuje nadzieja. - Jeżeli tam są żywi ludzie, to psy ich znajdą - mówią strażacy. Na terenie MTK zapada przejmująca cisza. Słychać tylko warkot generatorów prądu. Termometry pokazują 17 st. C.

2.40 - komunikat sztabu akcji brzmi jak wyrok. Psy wskazały 13 miejsc na gruzowisku, ale z ich zachowania wynika, że znajdują się tam już tylko zwłoki.

3.00 - komendant Janusz Skulich potwierdza, że strażacy wydobyli już 26 ciał. W szpitalach jest 141 rannych. - Nie poddajemy się, walczymy dalej - mówi. Andrzej Urbański, szef kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, oznajmia: - Takiej tragedii w Polsce jeszcze nigdy nie było.

6.20 - w rejonie MTK miejsce karetek ratunkowych zajmują karawany. 50 zabitych trafia do kostnic. Policja rozpoczyna identyfikację. Wiele osób jest bez dokumentów. Niektórzy mają jednak w kieszeniach telefony komórkowe. Aparaty dzwonią. Nikt nie ma odwagi odebrać.

7.15 - komendant Skulich przyznaje, że szanse odnalezienia kogoś żywego są już bliskie zeru. Na gruzowisku na chwilę zamiera praca. Po chwili ratownicy znowu torują sobie drogę przez zwały żelastwa.

8.00 - pojawiają się biegli z zakresu budownictwa. Razem z prokuratorami badają gruzowisko. Akcja ratunkowa ciągle trwa, w kostnicy leży 60 ciał.

13.00 - kierujący operacją zastanawiają się nad wprowadzeniem na miejsce tragedii ciężkiego sprzętu, bo ratownicy nie są w stanie przebić się przez zmielony śnieg, lód i stal. W gruzowisku natykają się na 66. ciało.

16.57 - zapada decyzja o zakończeniu akcji ratunkowej. Oznacza to, że pod gruzami na pewno nie ma już żywych ludzi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.