Krzysztof Wydrzycki nie żyje

21 lutego w Republice Południowej Afryki zginął tragicznie naczelny miesięcznika "Świat Motocykli", Krzysztof Wydrzycki.

Zadanie, którym obdarzyła mnie reakcja nie należy ani do łatwych, ani tym bardziej miłych, ale jak to w życiu - nie składa się ono jedynie z miłych chwil. Obowiązek ten przypadł mi w udziale, prawdopodobne z jednego tylko powodu. Dawno, dawno temu jako całkiem jeszcze młodzi ludzie w kilka osób wymyśliliśmy sobie, że wypada aby w tak pięknym kraju jak Polska istniało chociaż jedno czasopismo które chciałaby czytać motocyklowa brać. Nasze losy potoczyły się tak, że z pierwotnego składu redakcji jedynie Krzysztof i ja od pierwszego numeru do chwili obecnej towarzyszyliśmy miesięcznikowi nieprzerwanie. Znaliśmy się więc najdłużej z redakcyjnego grona. Postaram się zatem jak najpiękniej i najgodniej przybliżyć Wam sylwetkę "Waszego Redaktora". Do realizacji zadania przystąpiłem dosłownie w kilka godzin po otrzymaniu tej tragicznej wieści, proszę więc o wybaczenie, jeżeli chwilami będzie zbyt chaotyczna, osobista i emocjonalna, ale z pewnością stanie się przez to bardziej prawdziwa.

Poznaliśmy się wiele lat temu (chyba 1982?), jeszcze podczas studiów na Politechnice Warszawskiej na wydziale Inżynierii Sanitarnej i Wodnej i ze wstydem muszę przyznać, że zajęcia te dokładnie tak samo nas nie interesowały. Przypadliśmy sobie do gustu w ciągu pierwszych kilku dni zajęć z bardzo prostego powodu: Krzysztof posiadał wówczas NSU 601 OSL, a ja właśnie mordowałem się ze składaniem 501 OSL, trudno więc było o lepszą okazję do bliższego poznania się. Już wtedy pasją Wydry była szeroko pojęta motoryzacja, i pasja ta była realizowana na wielu różnych płaszczyznach, począwszy od reaktywacji zabytkowych automobili i motocykli, poprzez aktywne uczestnictwo w Mistrzostwach Polski Pojazdów Zabytkowych (raz nawet udało się nam wygrać jedną z eliminacji) rajdach samochodowych i motocyklowych, a także poprzez ustawiczne pogłębianie wiedzy na temat historii motoryzacji, nie zamykając się jednak na nowinki ze świata techniki.

Doskonale pamiętam garaż w domu rodziców Krzyśka, który praktycznie zaanektował on na własne potrzeby zapychając go tonami mniej lub bardziej potrzebnych gratów samochodowo- motocyklowych. Dla nas to był raj, mimo że wydaje się iż rodzice Wydry nie do końca podzielali te fascynacje i niekiedy usiłowali hamować nadmierny rozwój kolekcji. Tak to dzieląc czas między studia i pasje motocyklowe staliśmy się wspólnikami w pewnym żoliborskim garażu, w którym doskonaliliśmy nasze umiejętności w posługiwaniu się młotkiem i śrubokrętem. Wydawało się wtedy, że wspólna kariera skończy w sposób przewidywalny i mocno banalny - garaż przekształcił się szybko w warsztat napraw mechanicznych. I zapewne ugrzęźlibyśmy w nim na dobre, gdyby nie szczęśliwe zrządzenie losu. Erwin Gorczyca - nasz garażowy sąsiad i przyjaciel wplatał się w redagowanie katalogu Motocykle Świata 1992 wciągając Wydrę do współpracy. I tak właśnie rozpoczęła się wieloletnia przygoda Krzysztofa ze "Światem Motocykli" Przygoda, której poświęcił całą swoją energię (powiedzmy prawie całą, bo przecież była także Małgosia i syn Krzysztof), wiedzę i umiejętności.

Patrząc wstecz muszę uczciwie przyznać, że nasze młodzieńcze redakcyjne poczynania były nieco nieporadne i zalatujące amatorką, ale tak to już bywa, gdy za dziennikarkę biorą się ludzie siłą oderwani od pilnika i śrubokręta, których jedynym orężem jest ogromna pasja. Jednak z czasem pod mądrym kierownictwem Krzyśka "Świat Motocykli" wyrósł na przyzwoitą gazetę a on sam stał się całkiem fajnym Redaktorem Naczelnym. Nie będę się rozpisywał o setkach przedsięwzięć i pomysłów, których był animatorem, bo przez lata nagromadziło się tego na tyle dużo, że nie starczyło by łamów SM na ich opisanie. Przytoczę tylko jedno zdarzenie: Siedząc kiedyś w warsztacie i dłubiąc coś w remontowanym Junaku, nieco z nudów upchnęliśmy w nim silnik od Hondy i w ramach dowcipu primaaprilisowego Krzysiek napisał artykuł o wskrzeszeniu marki Junak. Oczywiście motocykl nie jeździł, ale prezentował się całkiem przyzwoicie, a do redakcji napłynęła lawina listów od czytelników zachwyconych tym pomysłem. W nieco innej (moim zdaniem znacznie gorszej) formie po latach ktoś wrócił do projektu wskrzeszenia marki.

Człowiek jest szczęśliwym wtedy, gdy może łączyć swoja pracę zawodową z zainteresowaniami. Wszystko wychodzi mu wtedy lepiej, problemy są łatwiejsze do rozwiązania, energii wystarcza na więcej. Taki właśnie był Wydra. Nieraz zastanawiałem się, jakim cudem chce mu się jechać na zlot, ze zlotu na wyścigi do Poznania, z wyścigów na prezentację nowych modeli do Hiszpanii, na otwarcie nowego salonu i tak w kółko i bez przerwy. A przy okazji jeszcze ogarniać w jakiś sposób prace redakcyjne. Co dziwniejsze nigdy nie było po nim widać tego ogromnego pospiechu w jakim żył. Wszyscy z was, którzy mieli okazję poznać Krzyśka z pewnością zauważyli, że emanował od niego spokój, rozwaga, jakby nigdzie się nie spieszył, jakby zawsze miał czas na pogaduszki czy wymianę najnowszych plotek.

Nie wierzę w znaki losu, ale kilka dni przed wyjazdem Krzyśka na testy motocykli do RPA, byłem u niego w domu, i wygrzebując ze wspomnianego wyżej garażu stare rupiecie wspominaliśmy młodzieńcze lata trochę żałując, że życie upływa tak szybko, że tyle jeszcze jest ważnych rzeczy do zrobienia. Szkoda, że w tym życiu nic już razem nie zrobimy, bo dobry był z Krzyśka Kompan.

Spieszmy się kochać ludzi

Zapal świeczkę

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.