Polski portal publikuje litewską listę rezerwistów KGB

Prawicowy portal internetowy z Polski opublikował listę Litwinów, którzy służyli w oficerskiej rezerwie KGB. Teraz chcą ją przedrukować media litewskie

Wilno żyje skandalem wokół rezerwistów KGB od dwóch miesięcy. Na liście opublikowanej przez portal ABCnet.com.pl znajduje się kilkadziesiąt nazwisk, w tym kilka już znanych. Są wśród nich m.in. minister spraw zagranicznych i szef litewskiego odpowiednika ABW. Obaj przyznali się wcześniej, że w latach ZSRR zostali wciągnięci do KGB-owskiej rezerwy.

Zgodnie z litewskim prawem lustracyjnym wpis na listę rezerwy KGB nie jest równoznaczny ze współpracą z radziecką bezpieką, gdyż rezerwiści nie prowadzili żadnych działań operacyjnych - byli po prostu rezerwą na wypadek wojny. Mimo to aż 63 proc. mieszkańców Litwy - według sondażu firmy Rait - uważa, że tacy ludzie nie mają moralnego prawa sprawowania wysokich urzędów państwowych.

Listy rezerwy na Litwie nikt do tej pory nie publikował, gdyż jest ona poufna i dostęp do niej jest znacznie ograniczony. Według nieoficjalnych informacji lista krąży jednak wśród dziennikarzy i polityków.

Kiedy jedna z litewskich stacji TV pokazała fragmenty listy, naraziła się na ostrą krytykę ze strony polityków. Po polskim debiucie listy litewskie media postanowiły jednak także ją opublikować. Tygodnik "Veidas" obiecał przedrukować listę w czwartek.

- Utajnianie tej listy podgrzewa tylko atmosferę i napędza skandal - uważa Audrius Bacziulis, komentator "Veidasa". - Mam już dość wyciągania co jakiś czas po jednym, dwa nazwiska, postanowiliśmy ujawnić całą listę, żeby skończyć ze spekulacjami.

Skirmantas Pabedinskas, szef specjalnej komisji sejmowej badającej okoliczności wciągnięcia trzech wysokich funkcjonariuszy państwowych do rezerwy KGB (ministra spraw zagranicznych Antanasa Valionisa, szefa departamentu bezpieczeństwa państwowego Arvydasa Pociusa i wiceprzewodniczącego parlamentu Alfredasa Pekeliunasa), przestrzega przed pochopną publikacją. Jego zdaniem przyniesie to tylko szkodę społeczeństwu, gdyż lista zawiera nieścisłości, a nawet oczywiste fałszerstwa.

Pabiedinskas nie ma pojęcia, jak doszło do wycieku. Bacziulis jest przekonany, że lista została wyniesiona na zewnątrz przez historyków lub archiwistów. Ci z kolei pokazali ją kolegom z Polski. - Kiedy zadzwoniłem do wysokiej rangi urzędnika, którego nazwisko znalazłem na liście, ten stwierdził, że z takim pytaniem zwracano się do niego dwa tygodnie temu temu - mówi Bacziulis. - Chodziło jednak o kogoś innego, bo nie zgadza się imię ojca.

Litewskie media już dwa miesiące temu ujawniły, że wiceprzewodniczący Sejmu Alfredas Pekeliunas był w rezerwie oficerskiej KGB. Kilka dni później okazało się, że w rezerwie byli także Valionis i Pocius. Ci dwaj twierdzą, że o swojej przeszłości informowali premiera.

- Podanie do publicznej wiadomości tych informacji nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji ani prawnych, ani moralnych. Rezerwiści nie wykonywali żadnych działań operacyjnych, byli przeznaczeni do aktywacji dopiero w czasie wojny. Nie można więc mówić o jakiejkolwiek współpracy - przekonuje Rimvydas Valatka, publicysta litewskiego dziennika "Lietuvos rytas".

Rezerwa oficerska KGB składała się głównie ze zwykłych oficerów Armii Radzieckiej, których KGB przejmowała z ewidencji wojskowych komend uzupełnień. W razie wojny mieli oni służyć w kontrwywiadzie, który podlegał KGB.

Valionis i Pocius twierdzą, że zostali wciągnięci do rezerwy wbrew swojej woli. - Potwierdzają to materiały z teczki Pociusa, które także zostały opublikowane w polskim internecie - stwierdził publicysta "Veidasa". Innego zdania jest Arvydas Anuszauskas, historyk z Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu (odpowiednik polskiego IPN), który twierdzi, że KGB do rezerwy brał tylko sprawdzonych i godnych zaufania ludzi. Nikt nie znalazł się tam przypadkiem. Specjalna komisja sejmowa ma właśnie ustalić, w jakich okolicznościach wysocy urzędnicy znaleźli się w rezerwie KGB.

Według Valionisa ponowne wyciąganie tych faktów może mieć na celu osłabienie pozycji Litwy w jej negocjacjach z Rosją w sprawie tranzytu towarowego do Kaliningradu. Wielu publicystów uważa, że chodzi o skompromitowanie Litwy. Powołują się przy tym na wypowiedź sprzed pół roku jednego z rosyjskich politologów, który twierdził, że kraje bałtyckie, będąc w NATO i w UE, mogą nadal pozostawać w sferze wpływów Rosji. Wystarczy tylko mocno osłabić ich pozycję.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.