Rosyjsko-ukraiński konflikt o gaz komentuje ekspert ukraiński

W rosyjsko-ukraińskim sporze o gaz rolę stabilizującą może odegrać Zachód, przede wszystkim kraje Unii Europejskiej. Bez ich udziału będzie ciężko znaleźć kompromis - mówi ukraiński politolog prof. Ołeksij Haran*

Marcin Wojciechowski: Czy Ukraina ugnie się przed rosyjskim żądaniem i zgodzi się na trzykrotną podwyżkę cen gazu?

Prof. Ołeksij Haran: Uważam, że w końcu obie strony będą zmuszone pójść na ustępstwa. Ukraina jest gotowa do podwyżki, ale to, co proponuje Rosja, czyli wprowadzenie jej natychmiast, i to od razu o trzy razy, wygląda na nacisk polityczny. Tak wysoka podwyżka nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego.

Bardzo dużo będzie zależało teraz od stanowiska krajów europejskich. Stale oglądam telewizję rosyjską i na wszystkich kanałach lansowana jest tam teza, że Ukraina nie godzi się na żaden kompromis, tylko kradnie gaz z rurociągów biegnących przez jej terytorium na Zachód, co grozi kryzysem energetycznym w całej Unii Europejskiej. Jeśli Zachód w to uwierzy, będzie bardzo niedobrze.

Argumenty prawne są po naszej stronie - Rosja zawarła z Ukrainą długoterminową umowę o dostawach gazu jeszcze przed pomarańczową rewolucją. To prawda, że ta umowa była dla nas nadzwyczaj korzystna, można rzec, wręcz ulgowa, ale nikt jej nie odwoływał. W razie odwołania się do trybunału arbitrażowego w Sztokholmie - o czym się mówi coraz poważniej w Kijowie - powinniśmy wygrać tę sprawę. Problem w tym, że procedura będzie ciągnąć się miesiącami albo latami.

Druga sprawa jest taka, że to Rosja jest zobowiązana dostarczać gaz krajom zachodnim, a nie my. Tymczasem Moskwa wciąż nie zawarła z nami umowy o warunkach tranzytu gazu przez Ukrainę w tym roku. Od 1 stycznia Moskwa przesyła gaz przez Ukrainę poza prawem. To nie jest tylko nasz problem, ale problem stosunków Moskwy z krajami Europy, głównie UE.

I wreszcie, po trzecie, trzeba pamiętać, że w 1994 roku w zamian za pozbycie się broni jądrowej Ukraina wynegocjowała memorandum o zapewnieniu jej bezpieczeństwa przez największe państwa świata. W dokumencie jest mowa także o obronie przed naciskiem ekonomicznym zagrażającym suwerenności kraju. Moim zdaniem świat powinien odwołać się do tego dokumentu w obecnej sytuacji. Byliśmy mocarstwem jądrowym, które dobrowolnie zrzekło się swoich arsenałów, i coś się nam za to należy.

Czego Pan oczekuje od Zachodu?

- Zachód może albo się w ogóle nie wtrącać, albo zachęcać obie strony do rozumnego kompromisu. Moim zdaniem ta druga postawa jest oczywiście lepsza. Z wielką nadzieją patrzę na środowe spotkanie Unii Europejskiej w Brukseli w sprawie tego kryzysu.

Jak ten kryzys wpłynie na sytuację polityczną na samej Ukrainie? Czy może zmienić wynik marcowych wyborów parlamentarnych?

- Będzie to zależeć od dalszego rozwoju wydarzeń, przede wszystkim od tego, czy rządowi uda się utrzymać mniej więcej stabilną cenę na gaz. Rząd twierdzi, że w pierwszym kwartale nie powinno być z tym problemów, ale jest to rzecz dyskusyjna. Część elektoratu pod wpływem kryzysu zagłosuje oczywiście na prorosyjską Partię Regionów b. premiera Wiktora Janukowycza. Ale z drugiej strony umowę gazową z Rosją podpisywał w 2004 roku właśnie Janukowycz. Jeśli była tak dobra, to dlaczego Rosja chce ją teraz zmienić?

Radykalne działania Rosji mogą wywołać negatywną reakcję części elektoratu, który na co dzień jest raczej prorosyjski. Dyplomacja rosyjska nie zmieniła, niestety, swojego podejścia do Ukrainy z czasów pomarańczowej rewolucji. A wtedy Rosja swoim zachowaniem bardzo dużo straciła w oczach przeciętnych Ukraińców. Niewykluczone, że teraz będzie podobnie. Ludzie nie są głupi, by uwierzyć, że trzykrotna podwyżka cen gazu nie ma podtekstu politycznego. W dodatku podwyżce towarzyszy antyukraińska kampania w mediach rosyjskich. To wszystko nie sprzyja stabilnym i przyjaznym stosunkom między naszymi krajami.

Rosyjski MSZ twierdzi, że Ukraina celowo sprowokowała ten konflikt, by wykorzystać nastroje antyrosyjskie w rozpoczynającej się kampanii wyborczej.

- Pozostawię to bez komentarza. To po prostu niepoważne.

Rosja chyba nie oczekiwała tak wielkiego oporu ze strony Ukrainy w sprawie gazu. Liczyła na to, że prezydent Juszczenko w obawie przed porażką w wyborach szybciej pójdzie na kompromis.

- Obóz Juszczenki godzi się na podwyżkę od II kwartału. Tak przynajmniej podaje nasza telewizja, choć szum informacyjny w tej sprawie jest wielki. Wraz z podwyżką cen mają także wzrosnąć opłaty pobierane przez nas za tranzyt rosyjskiego gazu na Zachód. Ale Moskwa także jest twarda i nie chce od razu iść na kompromis. Dlatego bardzo wiele zależy teraz od stanowiska Zachodu, który zresztą wiele razy odgrywał już stabilizującą rolę w stosunkach między Ukrainą i Rosją, np. podczas sporu o krymski Sewastopol w 1993 roku czy podczas pomarańczowej rewolucji. Politycy z Zachodu powinni sobie uświadomić, że w tym sporze nie chodzi o to, że Kijów podkrada rosyjski gaz przeznaczony dla odbiorców w UE, ale o naszą suwerenność.

*Prof. Ołeksij Haran jest znanym kijowskim politologiem, wiceprezesem amerykańskiej fundacji Euroazja odpowiedzialnym za Ukrainę, Mołdawię i Białoruś.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.