Sudan ma o jedną wojnę mniej

Rząd w Chartumie zawarł w sobotę pokój z drugą z trzech wielkich rebelii zagrażających istnieniu Sudanu, największego kraju Afryki

Po zawartej przed prawie dwoma laty ugodzie z południem w sobotę Chartum pogodził się ze wschodem. Wojna toczy się wciąż w położonym na zachodzie Darfurze.

Podpisana w sobotę w erytrejskiej stolicy Asmarza ugoda z partyzantami z Frontu Wschodniego przewiduje, że jego przywódcy otrzymają posady w rządzie w Chartumie, a także w parlamentach krajowym i stanowych. Natomiast sudański prezydent gen. Omar al Baszir obiecał, że pieniądze, które dotąd wydawał na wojnę na wschodzie, pójdą na jego odbudowę ze zniszczeń i rozwój. Dodatkowo w ciągu najbliższych pięciu lat rząd ma wydać na wschodzie ponad pół miliona dolarów na budowę klinik i studni.

Podobnie jak powstańcy z sudańskiego południa i Darfuru, także rebelianci ze wschodu chwycili za broń, narzekając na dyskryminację kolejnych rządów w Chartumie. Górzysty wschód Sudanu od lat uważany jest za najbiedniejszą, najbardziej zacofaną i zaniedbaną część kraju. 12 lat temu, widząc sukcesy powstańców z chrześcijańskiego południa, za broń postanowili chwycić rebelianci ze wschodu. Na czele tamtejszego buntu stanął dominujący w regionie murzyński lud Bedża, a także arabskie plemię Raszidija. W zeszłym roku Kongres Bedża i Wolne Lwy Raszidija zjednoczyły się, tworząc Front Wschodni.

W przeciwieństwie do wojny na południu, która zanim została przerwana w styczniu 2005 r. toczyła się przez prawie pół wieku, a także w zachodnim Darfurze, na wschodzie Chartum stosunkowo szybko i łatwo porozumiał się z partyzantami. Być może dlatego, że głównym poza kopalniami złota i diamentów skarbem wschodu jest morskie wybrzeże, sudańskie okno na świat. W tamtejszym Port Sudan znajduje się też terminal naftowy, z którego rząd zamierza wysyłać w świat ropę wydobywaną na południu kraju.

Pokój na wschodzie oznaczać będzie też dla Sudanu pokój z Erytreą, której władze wspierały nie tylko rebelię na wschodzie, ale i w Darfurze, gdzie wojna toczy się w najlepsze, a po podpisanym w maju zawieszeniu broni zostały tylko wspomnienia. Chartum kategorycznie nie zgadza się, by w wojnę w Darfurze wmieszały się wojska pokojowe ONZ. Al Baszir przypomniał o tym raz jeszcze, zawierając pokój z powstańcami z Frontu Wschodniego. - Sudan nigdy nie stanie się pierwszym w Afryce krajem, z którego terytorium miałaby się rozpocząć rekolonizacja całego kontynentu - powiedział.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.