UE niechętna szybkiemu wprowadzeniu zasady swobody pracy dla Polaków

Staje się oczywiste, że dostęp Polaków do rynku pracy Unii Europejskiej po uzyskaniu przez nas członkostwa zostanie ograniczony. Bruksela przygotowuje właśnie stanowisko Piętnastki w tej trudnej dziedzinie naszych negocjacji

UE niechętna szybkiemu wprowadzeniu zasady swobody pracy dla Polaków

Staje się oczywiste, że dostęp Polaków do rynku pracy Unii Europejskiej po uzyskaniu przez nas członkostwa zostanie ograniczony. Bruksela przygotowuje właśnie stanowisko Piętnastki w tej trudnej dziedzinie naszych negocjacji

Do konsultacji w dyrekcjach i służbach Komisji Europejskiej trafiła wstępna wersja poufnego dokumentu, który zawiera warianty rozwiązania problemu naszego dostępu do rynku pracy UE. Skrajne bieguny tych rozwiązań to: zupełne otwarcie tego rynku dla obywateli krajów, które zostaną do Unii przyjęte, albo siedmioletni zakaz pracy w UE. Ale najważniejsze jest to, co pośrodku. Tutaj kombinacji jest aż kilkadziesiąt - np. różne okresy przejściowe dla różnych krajów, zawodów, regionów...

To, że Bruksela zaproponuje poszczególnym kandydatom różne co do długości i dotkliwości bariery w dostępie do rynku pracy UE wynika z wielu rozmów "Gazety" z urzędnikami Komisji i unijnymi dyplomatami. Szef dyrekcji ds. rozszerzenia Eneko Landaburu powiedział w jednym z ostatnich wywiadów: - Być może nie ma sensu narzucać restrykcji wszystkim kandydatom i traktować wszystkich jednakowo. Powinniśmy zaproponować różne rozwiązania różnych problemów, być może różne traktowanie różnych krajów.

Gdzie w tym wszystkim znajdzie się Polska?

Odłożenia na siedem lat pełnej swobody dostępu do rynku pracy żądają, jak wiadomo, Niemcy. - Tego stanowiska kanclerza Schrödera nie można ignorować - mówią urzędnicy Komisji i dyplomaci Piętnastki. Kanclerz Austrii czy premier Finlandii jawnie solidaryzują się z Niemcami. Inne kraje - choć nie widzą konieczności ograniczenia dostępu do rynku pracy - gotowe są "przehandlować" z Berlinem swą zgodę na to w zamian za inne rozwiązania korzystne dla nich. W efekcie staje się oczywiste, że dostęp Polaków do wspólnego rynku pracy po uzyskaniu przez nas członkostwa zostanie ograniczony. Dyskutuje się już tylko - na jak długo i w jaki sposób.

Większość członków Piętnastki odrzuca wariant, by przepływ pracowników był na ogół swobodny, ale z paroma wyjątkami: ograniczenia stosowałoby kilka państw (Niemcy, Austria), gdzie obawy społeczne wobec inwazji taniej siły roboczej są największe. Niektórzy eksperci, także polscy, sugerują rozwiązania regionalne, np. kwoty przyjmowanych pracowników lub czasowy zakaz pracy na pograniczach z nowymi krajami UE - we wschodnich landach Niemiec, części Austrii, północnej części Włoch czy Finlandii. Ale "na coś takiego nikt się w Unii nie zgodzi" - mówi jeden z naszych rozmówców. Dla Brukseli byłoby to bowiem pogwałceniem zasady jednolitego rynku pracy.

Nikogo w Brukseli nie oburza natomiast podział kandydatów ze względu na tzw. potencjał emigracyjny. Polska, Czechy i Węgry byłyby wówczas ostrzej traktowane niż np. Cypr czy Malta. Niemcy oficjalnie są za jednakowym siedmioletnim ograniczeniem dla wszystkich, ale po cichu popierają taki podział. Ostateczne stanowisko Niemiec zależy teraz od konkretnych propozycji Komisji Europejskiej.

Komisja ma przedstawić projekt wspólnego stanowiska UE do końca kwietnia, następnie musi je zaakceptować cała Piętnastka. Polsce zostanie ono oficjalnie przedstawione w czerwcu. W Brukseli nikt zatem nie wierzy, że negocjacje z Polską na ten temat zakończą się w tym półroczu. Komisarz Günter Verheugen chciałby rozwiązać problem pracy do końca 2001 r. - żeby nie stał się przedmiotem gry wyborczej w Niemczech (w 2002 r. odbędą się wybory do Bundestagu). Wówczas znalezienie sensownego kompromisu graniczyłoby z cudem.

Jacek Pawlicki, Bruksela

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.