Śmierć w drodze do Katynia

Prawdopodobnie około 1000 polskich oficerów aresztowanych przez sowieckie NKWD po napadzie ZSRR na Polskę we wrześniu 1939 zginęło zimą 1939/1940, zanim jeszcze ponad 4 tys. ich towarzyszy wymordowano w Katyniu kilka miesięcy później. Zmarli przy kopaniu torfu w Osintorfie, między Orszą i Witebskiem

Śmierć w drodze do Katynia

Prawdopodobnie około 1000 polskich oficerów aresztowanych przez sowieckie NKWD po napadzie ZSRR na Polskę we wrześniu 1939 zginęło zimą 1939/1940, zanim jeszcze ponad 4 tys. ich towarzyszy wymordowano w Katyniu kilka miesięcy później. Zmarli przy kopaniu torfu w Osintorfie, między Orszą i Witebskiem

Stanisław Szmuglewski, dziś mieszkaniec Mołodeczna, w ostatnich miesiącach przed napaścią Niemiec na ZSRR (22 czerwca 1941) pracował w Osintorfie jako robotnik sezonowy przy wydobyciu torfu na potrzeby pobliskiej elektrowni BiełGRES. Tam późniejszy radziecki partyzant spotkał Polaków: - To były prace sezonowe - ludzi na mocy nakazu pracy przywożono z sąsiednich wsi, a potem odwożono do domu. Zimą z 1939 na 1940 rok do Osintorfu przybyli polscy oficerowie. Trudno mi powiedzieć ilu, ale chyba ponad tysiąc. Rozmieszczono ich w barakach "typu letniego", nieprzygotowanych do przebywania w warunkach zimowych. Polscy oficerowie byli ubrani w letnie mundury - opowiada Szmuglewski.

- Widziałem ich na własne oczy. Jeden z oficerów dał mi nawet w prezencie wieczne pióro. U nas wtedy takich nie było. My, mieszkańcy, dobrze się do nich odnosiliśmy. Kto mógł, pomagał jedzeniem lub odzieżą.

Byli pilnowani, ale bez przesady - umieszczono ich w siódmym osiedlu robotniczym (wszystkich było jedenaście). Pracowali przy obróbce torfu. Warunki życia były złe, marne wyżywienie, ciężka praca, nieogrzewane baraki. Wielu z nich zmarło. Nie wiem, ilu - ale jedna trzecia na pewno.

W pierwszych dniach wojny pozostałych pośpiesznie wywieziono. Nie wiadomo, dokąd, ale z rozmów z mieszkańcami, a czasem z konwojentami wynikało, że w kierunku Smoleńska. Myślę, że to część z tych, którzy zginęli potem w Katyniu.

To fragmenty rozmowy, którą niedawno nagrał miński korespondent PR. Dlaczego sędziwy radziecki kombatant, a także autor tomu "oficjalnych" wojennych wspomnień postanowił ujawnić fakty, które skrzętnie ukrywano za czasów ZSRR? Mówi, że jest już starym schorowanym człowiekiem i chce oddać historii daninę prawdy.

W rozmowie z korespondentem "Gazety" wiarygodność historii Szmuglewskiego potwierdził miński historyk Igor Kuzniecow, najwybitniejszy białoruski specjalista od okresu stalinowskich represji, m.in. autor publikacji o zbrodni katyńskiej. - Słyszałem już kilka relacji na temat obecności internowanych polskich oficerów w Osintorfie. Niestety, to tylko relacje ustne. Nie ma na to nadal żadnych dowodów dokumentalnych.

Problem polega na tym, że bez dowodów trudno podjąć jakiekolwiek kroki - dowiedziałem się nieoficjalnie od ludzi również zainteresowanych odkrywaniem polsko-białoruskich białych plam. - Na Białorusi jest co najmniej dziesięć osób, które za odpowiednim wynagrodzeniem odkryją wszystkie tajemnice - tajne archiwa i miejsca pochówku Polaków. Tylko że to zwykli naciągacze i aferzyści.

Dlatego bardzo ostrożnie do informacji na temat śladów polskich oficerów w Osintorfie i poprzedzających ją publikacji w "Gazecie" o odkopaniu ludzkich szczątków obok byłej siedziby NKWD w Witebsku podchodzi wydział konsularny Ambasady RP w Mińsku. - Zwróciliśmy się do białoruskiego Ministerstwa Obrony - powiedział mi w środę radca ambasady i szef wydziału konsularnego Waldemar Mendzelewski. Zabezpieczaniem ludzkich szczątków zajmuje się tzw. oddział poszukiwawczy 58. batalionu białoruskiej armii. Ekspertyza ma być gotowa w ciągu tygodnia - powiadomił wczoraj MON.

Niewykluczone, że i w Witebsku, i w Osintorfie spoczywają szczątki Polaków. Tak uważa m.in. przewodniczący Białoruskiego Frontu Narodowego Wincuk Wiaczorka, który udostępnił nam fragmenty wspomnień Jurki Wićbicza - emigracyjnego białoruskiego pisarza, który w Witebsku spędził lata wojny. W swoim napisanym w USA eseju pisze on, że w lipcu 1941 roku podczas odwrotu z Witebska NKWD rozstrzelało przetrzymywanych przez siebie więźniów, a sam budynek aresztu spaliło.

- W Witebsku bez wątpienia przetrzymywano wówczas Polaków. Należałoby tylko uściślić, jak wielu. Przecież właśnie do Witebska i Homla odsyłano część internowanych obywateli polskich, gdy w innych miastach brakowało już śledczych - potwierdza docent Kuzniecow. Nie wyklucza, że na szczątki polskich oficerów można by natknąć się nie tylko w Osintorfie, lecz nawet na samych obrzeżach białoruskiej stolicy - w Kuropatach i Łoszycy, o których od dawna wiadomo, że są miejscami masowych egzekucji NKWD. - Wskazuje na to fakt, że właśnie na Mińsku kończą się znane historykom dokumenty podróżne towarzyszące dziesięciu składom kolejowym, które wiozły z zachodu trzy tysiące polskich oficerów... - mówi Kuzniecow.

Cezary Goliński, Mińsk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.