Mordercze gry komputerowe na indeksie

Niemiecki rząd chce zakazać dzieciom grania w brutalne gry komputerowe, by skuteczniej walczyć z przemocą wśród młodzieży. - To przesada i czysty populizm - protestują liberałowie z FDP, Zieloni i przedstawiciele przemysłu informatycznego

Młodzi Niemcy nie będą mogli grać nie tylko w klasycznego "Dooma", w którym można szlachtować przeciwników piłą łańcuchową. Na indeks trafi pewnie też "Tomb Raider" (gra o przygodach ponętnej pani archeolog) i strzelanki science-fiction osadzone w świecie "Gwiezdnych wojen". Właściwie zakazana zostanie większość tytułów, bo według rządowego projektu niemieckim dzieciom nie będzie wolno grać w gry, w których uczestnicy za pomocą broni zabijają przeciwników.

W ten sposób według środowego "Die Welt" wspólny rząd chadeków i socjaldemokratów chce ograniczyć przemoc wśród nieletnich. "Konkretnego projektu ustawy jeszcze nie ma, ale jest zapis w umowie koalicyjnej CDU/CSU-SPD" - pisze dziennik.

Dyskusja o kontrolowaniu dostępu do gier komputerowych trwa w Niemczech od kilku lat, a wywołała ją tragedia w gimnazjum Gutenberga we wschodnioniemieckim Erfurcie. Rankiem 26 kwietnia 2002 r. 19-letni Robert Steinhäuser uzbrojony w pistolet wszedł do szkolnego budynku i zaczął strzelać do napotkanych nauczycieli. Zabił 13 osób, w tym kilku uczniów i policjanta, po czym popełnił samobójstwo. Do dziś nie jest jasne, jakie były motywy zbrodni. Wiadomo, że Steinhäusera pół roku wcześniej wydalono ze szkoły, podejrzewano też, że mógł mieć problemy osobiste. Prokuratura ustaliła, że zabójca był fanem komputerowej gry "Counterstrike", w której gracze wcielają się w terrorystów lub walczących z nimi policjantów. To mogło wystarczyć, by chłopak w realnym świecie rozpoczął walkę z wirtualną rzeczywistością.

Po tym zdarzeniu bawarscy chadecy - premier landu Edmund Stoiber i jego szef MSW Günther Beckstein - zażądali ograniczenia dostępu do brutalnych gier komputerowych, które ochrzcili mianem "Killerspiele" [niem. mordercze gry]. Nowe prawo jest bardziej surowe - gracze będą mogli wirtualnie zabijać przeciwników dopiero wtedy, gdy sami ukończą18 lat. Niewykluczone też , że - jak twierdzi szef brandenburskiego MSW Jörg Schönbohm - mordercze gry zostaną całkiem "wyklęte". Na razie według "Die Welt" po nowelizacji ustawy o ochronie młodzieży od marca 2008 r. filmy i gry komputerowe będą poddawane bardziej skrupulatnej kontroli. Obecnie na każdym opakowaniu znajduje się informacja o ograniczeniach wiekowych, ale teraz mają one znajdować się także w serwisach internetowych. Sprzedawcy łamiący nowe przepisy czy rodzice przymykający oko na dziecięce szaleństwa w wirtualnym świecie będą musieli liczyć się z grzywną w wysokości nawet 50 tys. euro.

Sęk w tym, że nie wiadomo, czy pomysł przyniesie efekty. W większości niemieckich wypożyczalni filmów i gier działają całodobowe automaty. Coraz popularniejsze są też gry internetowe. W obydwu przypadkach kontrola wieku jest trudna, jeśli nie niemożliwa. Pomysłodawcy ustawy się tym nie przejmują i zapowiadają "podniesienie standardów kontroli i zabezpieczeń" zarówno w cyberprzestrzeni, jak i w rzeczywistości. - To czysto populistyczne posunięcie, które nie przyniesie efektów - twierdzi jednak Hans Joachim Otto z FDP wspierany przez Grietje Bettin z Zielonych, partii, która zarzuca rządowi, że usiłuje wprowadzić cenzurę. - Już mamy najbardziej restrykcyjne przepisy w tej sprawie. Nie potrzebujemy nowych ustaw - dodaje Peter Gerstenberger, szef USK, niemieckiej instytucji opiniującej filmy i gry komputerowe.

Pomysły rządu irytują też przedstawicieli niemieckiego przemysłu komputerowego, który na produkcji i sprzedaży gier zarabia krocie. - Zapisy w umowie koalicyjnej są nieszczęśliwe. Spróbujemy wyjaśnić politykom kilka spraw. Przede wszystkim to, że nie ma "morderczych gier", są tylko gry dla dorosłych - mówi dziennikarzowi "Der Spiegla" Olaf Wolters z Niemieckiego Związku Producentów Gier Komputerowych.

Czy podobne ograniczenia należy wprowadzić w Polsce?
Copyright © Agora SA