Białoruś nie godzi się na groby Wehrmachtu

Nawet 60 lat po napaści Niemiec na ZSRR białoruscy kombatanci nie chcą widzieć na swej ziemi grobów żołnierzy Wehrmachtu. Ratyfikację umowy o opiece nad nimi lobby weteranów blokuje już od 1996 r.

Białoruś nie godzi się na groby Wehrmachtu

Nawet 60 lat po napaści Niemiec na ZSRR białoruscy kombatanci nie chcą widzieć na swej ziemi grobów żołnierzy Wehrmachtu. Ratyfikację umowy o opiece nad nimi lobby weteranów blokuje już od 1996 r.

Podobne porozumienia niemiecki rząd zawarł z Rosją i Ukrainą. Przewidują one ekshumację szczątków niemieckich żołnierzy z I i II wojny światowej oraz stworzenie dla nich tzw. cmentarzy bazowych (szacuje się, że na froncie wschodnim zginęło lub zmarło w obozach jenieckich blisko trzy miliony żołnierzy; na Białorusi spoczywają szczątki ok. 100 tys.) Symboliczne cmentarze miały powstać w miejscach śmierci wojskowych lub w ich pobliżu. Oczywiście za niemieckie pieniądze.

Parlamenty w Moskwie i Kijowie ratyfikowały umowę. W Mińsku wycofano jej zatwierdzenie z porządku obrad jeszcze w 1997 r. i przekazano "do dopracowania" MSZ i Ministerstwu Obrony. Przeciwko "uczczeniu pamięci faszystów" zaprotestowały organizacje weteranów, choć za ratyfikacją opowiedziała się m.in. Białoruska Fundacja Pokoju, Białoruska Fundacja Kultury oraz Towarzystwo Ochrony Pomników Historii i Kultury.

Zdania weteranów, których na Białorusi jest ok. 1,5 mln (15 proc. ludności kraju), nie wolno lekceważyć nikomu. Nawet prezydentowi Łukaszence, który wie, że to właśnie starsze pokolenie, żyjące nostalgią po wielkim i niezwyciężonym ZSRR, jest jego najwierniejszym elektoratem. Stąd niezliczone defilady i akademie oraz zapewnienia, że weterani są przyszłością narodu, bo to właśnie oni uratowali światową cywilizację. Z drugiej strony ratyfikacja porozumienia niewątpliwie poprawiłaby nieszczególny prestiż międzynarodowy Białorusi i jej lidera, a jak pisze niezależna mińska prasa - być może poziom niemieckich inwestycji. Prezydent nie mówi więc ani "tak", ani "nie". Niedawno przyznał co prawda, że szczątki żołnierzy należy uszanować, jednak w jaki sposób - zależy to od weteranów, uczestników wojny i ich rodzin.

Ci tymczasem nie mają wątpliwości. - Nigdzie nie stawia się pomników najeźdźcom! Niech Niemcy wywożą swoje resztki i chowają, gdzie chcą! Niech oczyszczą naszą ziemię z agresorów! Czy można pozwalać Niemcom na stawianie pomników na Białorusi, gdy kraj nie ma pieniędzy, by godnie opiekować się grobami radzieckich żołnierzy i ofiar wojny?

Takie argumenty było słychać jesienią ub. roku, gdy na obrzeżach miasteczka Głębokie poświęcono "na próbę" pierwszy krzyż nad zbiorowym grobem żołnierzy Wehrmachtu. Jak na razie ostatni, choć w całym kraju jest co najmniej 237 niemieckich miejsc pochówku. Tyle oznaczono na mapach, ile zrównano z ziemią podczas prac budowlanych i drogowych - nie wie nikt.

Nowa fala dyskusji na temat grobów żołnierzy Wehrmachtu podniosła się w przeddzień 60. rocznicy napaści hitlerowskich Niemiec na ZSRR. Kombatanckich działaczy nie przekonują argumenty strony niemieckiej, że nie chodzi o pomniki na cześć okupantów lecz o proste krzyże (i to nie wyższe niż 70 cm). Są nieugięci: zgadzają się na niemieckie cmentarze pod jednym warunkiem - musi się na nich znaleźć tablica z napisem: "Tu pochowano faszystowskich żołnierzy, którzy przyszli zniewolić Białoruś!"

- [Weterani] rozumieją uczucia tych, których bliscy zginęli na Białorusi ale ich serca i umysły nie mogą darować niezliczonych zbrodni nazistów - komentuje rządowa gazeta "Zwiazda". Niezależna "Biełorusskaja Diełowaja Gazieta" jest innego zdania: "Pojednania między narodami wciąż nie ma. A patriotów na Białorusi, jak za czasów ZSRR, będzie się wychowywać nie na przykładach miłości do Ojczyzny, lecz wyrabiając nienawiść do wroga. Nieważne - żywego czy martwego".

Cezary Goliński, Mińsk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.