Gdzie jest "brunatny wschód" Niemiec

Unikajcie byłego NRD - radzi czarnoskórym turystom Uwe-Karsten Heye, działacz SPD i szef organizacji promującej Niemcy

Heye, dawny współpracownik Willy'ego Brandta, rzecznik kanclerza Schrödera i naczelny wydawanego przez SPD czasopisma, od sześciu lat przewodzi akcji "Niemcy otwarte na świat". Stowarzyszenie to zwalcza rasizm, ksenofobię i stara się pokazywać Niemcy jako kraj, gdzie cudzoziemców traktuje się jako gości, a nie jak intruzów.

W środę w Deutschlandradio Heye oświadczył: "Są pewne mniejsze i większe obszary w Brandenburgii, których nikomu nie radziłbym odwiedzać. Ciemnoskórzy mogą tam stracić życie". Jego zdaniem nie można bagatelizować aktów przemocy o rasistowskim charakterze, a winą za ksenofobię mieszkańców wschodnich Niemiec obarczył trwający tam przez pół wieku komunizm.

- To policzek dla całego landu, którego nic nie usprawiedliwia - oburzał się premier Brandenburgii Matthias Platzeck. Do protestu przyłączyli się przedstawiciele Kościołów i posłowie pochodzenia imigranckiego.

Brandenburskie CDU zażądało od SPD, by "gwizdnęło na Heye i przywołało go do porządku", co więcej, chadecy i socjaldemokraci wspólnie oskarżyli Heye o szerzenie stereotypu "brunatnego wschodu".

"Brunatny wschód" to najbardziej bolesne dla politycznych elit na wschodzie Niemiec określenie nowych landów. Ale w brandenburskich miasteczkach często dochodzi do aktów przemocy wobec ciemnoskórych. To w Hoyerswerdzie w 1991 r. doszło do pierwszego pogromu imigrantów. "Spiegel" wyliczył, że w małym 12-tys. Rheinsbergu w zeszłym roku popełniono aż 31 rasistowskich przestępstw, a obsługiwane przez Turków imbissy, sprzedające kebaby, są regularnie dewastowane. W całych wschodnich Niemczech popełniono 614 przestępstw o politycznym podłożu, których ofiarą padli lewacy bądź imigranci - to o 10 proc. więcej niż rok wcześniej. Statystycznie w byłym NRD prawicowcy zabijają rocznie 17 osób. Jednak zdaniem polityków postkomunistycznej PDS dane te są 2-3 razy zaniżone, a malowania na murach swastyk czy innej neonazistowskiej propagandy statystyki nie ujmują. To właśnie w Brandenburgii doszło ostatnio do głośnego pobicia imigranta z Etiopii, a szef landowego MSW Jörg Schonböhm starał się, by sprawy nie traktować jako przemocy na tle rasistowskim.

Afrykańska wspólnota w Berlinie przygotowuje mapę z miejscami, gdzie lepiej nie chodzić, i podczas mundialu będzie ją rozdawać czarnoskórym kibicom. Sam Heye łagodzi swą wypowiedź chwaląc władze Brandenburgii za działania przeciwko rasizmowi. - Szkoda, bo najwyższy czas, by o rasistowskiej przemocy zacząć mówić otwarcie. Heye próbował, ale z powodów politycznej poprawności zamilkł - komentuje Claus Christian Malzahn na łamach "Spiegla-Online"

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.