Rozejm w Macedonii w ostatniej chwili uratowany

Po godzinach gorączkowych negocjacji NATO udało się po raz kolejny odsunąć groźbę wojny domowej w Macedonii. Albańscy rebelianci zgodzili się wycofać się z przedmieść Tetova, skąd w panice uciekali macedońscy mieszkańcy

Rozejm w Macedonii w ostatniej chwili uratowany

Po godzinach gorączkowych negocjacji NATO udało się po raz kolejny odsunąć groźbę wojny domowej w Macedonii. Albańscy rebelianci zgodzili się wycofać się z przedmieść Tetova, skąd w panice uciekali macedońscy mieszkańcy

Bojownicy albańskiej Narodowej Armii Wyzwolenia (UÇK) podczas ciężkich walk w poniedziałek i wtorek zajęli wioski na obrzeżach Tetova, nieformalnej stolicy macedońskich Albańczyków. Grozili, że wejdą do centrum miasta, "by bronić jego albańskich mieszkańców". O ich zamiarach mogło świadczyć to, że siły KFOR w Kosowie zaaresztowały w środę i we wtorek 62 Albańczyków, którzy usiłowali przedostać się do Macedonii z transportami broni.

Rząd macedoński zareagował ostro: - Jeśli rebelianci nie wycofają się na swoje poprzednie pozycje do południa, nie będziemy słuchać zachodnich mediatorów i nie wykluczamy ofensywy - ogłosił w środę rano minister obrony Vlado Buczkovski. Obie strony obciążyły się nawzajem winą za zerwanie obowiązującego od kilku tygodni rozejmu, który miał umożliwić albańsko-macedońskie rozmowy pokojowe pod egidą NATO i UE.

Bojownicy na ultimatum nie zareagowali, ale do pracy przystąpili natychmiast zachodni mediatorzy. Bruksela uznała sytuację w Macedonii za krytyczną. - Wzywam zainteresowane strony do zademonstrowania dojrzałości poprzez podjęcie słusznej decyzji podążania drogą pokoju - apelował sekretarz generalny NATO George Robertson. - Każda próba rozwiązania sytuacji siłą może się zakończyć tylko rozpadem kraju i ciężkimi stratami wśród cywilów.

Wieczorem dyplomatom udało się skłonić albańskich bojowników do wycofania się z trzech zajętych wiosek. Będą do nich mogli powrócić Macedończycy, którzy uciekli podczas walk. Groźba wojny domowej została odsunięta.

Jednak wcześniej w zamieszkanym głównie przez Albańczyków Tetovie wśród macedońskich mieszkańców wybuchła panika. Miasto opuściła w środę kolumna 500 wypakowanych po dach samochodów. Część urzędów i macedońskie sklepy były zamknięte. - Dosyć tego. Nie możemy już tu dłużej żyć - mówiła starsza kobieta Milina Stavreva. Exodusowi obojętnie przyglądali się Albańczycy. - Niech wyjeżdżają, mogą nigdy nie wracać - stwierdził młody Ilir Hoxha. - Tetovo jest albańskie i albańskie pozostanie.

Według władz w ciągu ostatnich 24 godzin z Tetova i okolic uciekło 8 tys. osób.

Zdaniem obserwatorów pośród macedońskich polityków obawiających się utraty poparcia coraz bardziej sfrustrowanego elektoratu

zaczyna przeważać opcja "wojenna". Już w ubiegłym tygodniu premier macedońsko-albańskiego rządu ocalenia narodowego Ljubczo Georgievski wycofał swoją partię VMRO-DPNE z rozmów pokojowych, które miały doprowadzić do poprawy położenia albańskiej mniejszości w Macedonii i dzięki temu zażegnać konflikt. Georgievski stwierdził, że zachodnie żądania (m.in. uznania albańskiego za drugi język urzędowy) doprowadzą do podziału państwa.

Po ofensywie rebeliantów na Tetovo stronnictwo wojny zaczęło także oskarżać Zachód o sprzyjanie Albańczykom. We wtorek wieczorem rzecznik rządu Antonio Miloszoski oświadczył, że "NATO jest wielkim przyjacielem naszych nieprzyjaciół". Jego słowa trafiły na podatny grunt - tłum niesionych "patriotycznymi" uczuciami Macedończyków zaatakował zachodnie placówki w Skopie. Kamieniami obrzucili ambasady USA, Wielkiej Brytanii i Niemiec, spalili samochody ONZ i OBWE.

W środę macedońscy politycy zażądali, aby Zachód "dał krótką, jasną odpowiedź na ważne pytanie: kto złamał rozejm?". Jeśli odpowiedź nie padnie, ma to oznaczać, że Zachód "chroni tych, którzy atakują demokratyczną Macedonię". Jak na razie z potępieniem rebeliantów pośpieszył tylko minister spraw zagranicznych Niemiec Joschka Fischer. Londyn i Waszyngton na wszelki wypadek ostrzegły swoich obywateli przed podróżami do Macedonii. USA nakazały również wyjazd rodzinom dyplomatów i części personelu ze swojej placówki.

Miłada Jędrysik

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.