Gdaczą po walońsku

Belgia, państwo federalne, ma potrójne ministerstwa i parlamenty oraz podzieloną między Flamandów i Walonów państwową kolej SNCB. Od czwartku 26 lipca ma również autonomiczną hodowlę kurczaków

Gdaczą po walońsku

Belgia, państwo federalne, ma potrójne ministerstwa i parlamenty oraz podzieloną między Flamandów i Walonów państwową kolej SNCB. Od czwartku 26 lipca ma również autonomiczną hodowlę kurczaków

Ponad 10 milionowa Belgia składa się z francuskojęzycznej Walonii, mówiącej po flamandzku Flandrii oraz dwujęzycznego Regionu Stołecznego, Brukseli. Państwo to znajduje się od dziesięcioleci w stanie permanentnej reformy, co Walonom i Flamandom specjalnie nie doskwiera, gdyż i tak żyją w odrębnych światach. Telewizja flamandzka nie ma nic wspólnego z frankofońską, nie tylko nadawana jest w innych językach, ale i zestaw wiadomości w dziennikach, ba nawet programy publicystyczne i rozrywkowe, są inne. Nawet słupy pod światła uliczne malowane są regionalnie. O ile w Walonii pozostają niezmiennie biało-czerwone, we Flandrii są zawsze żółto-czarne.

Rząd centralny składa się z koalicji liberałów, zielonych i socjalistów, przy czym każda z partii występuje w dwóch "odmianach językowych". Rządy regionalne mają szerokie kompetencje, mogą zawierać własne umowy międzynarodowe w dziedzinie gospodarki, prowadzą swoją politykę w zakresie ekonomii, budownictwa, zatrudnienia, transportu, planowania, ochrony środowiska a nawet rolnictwa. Po obu stronach granicy językowej działają ruchy nacjonalistyczne, a najgorliwsi z gorliwych, jak skrajnie prawicowy Blok Flamandzki, nawołują do rozpadu Belgii i wyłonienia z niej niepodległej Flandrii.

Nacjonalizm i poczucie narodowej tożsamości dojrzewa też w Walonii. Kraina ta słynie z dobrze rozwiniętego rolnictwa i tam powstaje większość "belgijskich" specjałów jak piwa trapistów (Chimey, Orval) oraz produkowane pod tymi samymi markami sery i szynka ardeńska. Ostatnim marketingowo-nacjonalistycznym pomysłem są "walońskie kurczaki", które wczoraj w liczbie 11 mln trafiły do sklepów Brukseli. Są one reklamowane jako produkt czysto waloński, karmiony walońską paszą, w walońskich kurnikach i szlachtowany przez walońskich rzeźników. Flamandowie nie mają z nim nic wspólnego, co zdaniem pomysłodawców jest właśnie największą zaletą tego drobiu.

Żeby zrozumieć niuanse tego marketingu trzeba pamiętać, że niedawna afera z zatruciem żywności rakotwórczymi dioksynami rozpoczęła się właśnie od kurczaków, które były karmione "zaprawianą" olejem transformatorowym paszą z Flandrii.

Jacek Pawlicki, Bruksela

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.