Czym skończy się konferencja w Durbanie

Światowa konferencja przeciw rasizmowi, dyskryminacji rasowej, ksenofobii i nietolerancji, która w piątek rozpoczyna się w Durbanie, na pewno nie zakończy się porażką. Mimo że grozi jej całkowity paraliż prac i wciąż nie wiadomo, kto ostatecznie weźmie w niej udział - pisze Tomasz Surdel

Czym skończy się konferencja w Durbanie

Światowa konferencja przeciw rasizmowi, dyskryminacji rasowej, ksenofobii i nietolerancji, która w piątek rozpoczyna się w Durbanie, na pewno nie zakończy się porażką. Mimo że grozi jej całkowity paraliż prac i wciąż nie wiadomo, kto ostatecznie weźmie w niej udział - pisze Tomasz Surdel

Mary Robinson, wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka, wierzy, że konferencja południowoafrykańskim Durbanie, jej ukochane "dziecko", będzie sukcesem. Że po siedmiu dniach obrad delegacje wszystkich państw opuszczą RPA z ogólnie zaakceptowanym planem walki z rasizmem i innymi formami dyskryminacji. I naturalnie wszyscy będą się starali wprowadzić go w życie, by w XXI wieku było mniej nienawiści i nietolerancji, a pojęcia ludobójstwo i apartheid przeszły do historii...

Jedzie drugi garnitur

Założenia były piękne. Najpierw seria regionalnych spotkań przygotowawczych na niemal wszystkich kontynentach, na których opracowujemy roboczy projekt końcowego dokumentu. Potem w Durbanie, z wielką pompą, przyjmują go szefowie rządów i państw. Wielka manifestacja jedności w walce z rasizmem. Niestety, rzeczywistość okazała się inna.

Na bliskowschodniej konferencji przygotowawczej w Teheranie zabrakło wielu delegatów z Izraela, bo mimo interwencji Mary Robinson Iran nie dał im wiz (panią komisarz irańscy organizatorzy zmusili do noszenia chusty na głowie!).

W Genewie delegacje afrykańskie obrzucały w kuluarach inwektywami niektórych zachodnich dyplomatów. Zaś Arabowie jak ognia unikali spotkań z Izraelczykami, ograniczając się podczas konferencji prasowych do stwierdzeń, że ci kłamią notorycznie... Efekt jest taki, że w projekcie końcowym dokumentu, do którego w Durbanie miano wprowadzać drobne poprawki, wciąż jest więcej kontrowersyjnych nawiasów niż zdań budzących jednomyślność. To dlatego prezydenci i premierzy gremialnie zrezygnowali z wyjazdu do Durbanu i wysyłają dyplomatów średniego szczebla.

- Ale nawet jeśli konferencja skończy się wielką awanturą i bez konkluzji, to dla praw człowieka będzie to duży postęp - uważa Reed Brody, jeden z dyrektorów Human Rights Watch. - Bardzo ważny jest już sam fakt, że tyle się mówi o rasizmie i ksenofobii. Będzie to najlepszy dowód, że istnieje wielki problem, z którym jak najszybciej trzeba sobie poradzić. Zawsze jest to lepsze niż udawanie, że wszystko jest OK.

W czym problem, skoro nie ma już państw, które oficjalnie popierałyby rasistowskie czy ksenofobiczne tezy? I przecież jest ogólna zgoda, że rasizm istnieje i należy go intensywnie zwalczać - zwłaszcza na rynku pracy oraz w administracjach państwowych. Wydawać więc by się mogło, że wszyscy z uśmiechem na ustach podpiszą się pod światowym programem walki z rasizmem. Nie takie to proste, niestety. Głównie ze względu na zbrodnie popełnione przez białych (i nie tylko) w Afryce i sytuację na Bliskim Wchodzie.

Winna nie tylko Północ

Nikt nie kwestionuje, że rasizm był i jest hamulcem rozwoju biednych państw Południa, że wciąż stanowi tam zagrożenie dla pokoju. Różnice dotyczą metod zwalczania go. Bogate państwa Północy chciałyby mówić w Durbanie o przyszłości, o programach edukacyjnych, wspieraniu demokracji... Zdaniem większości państw Afryki i Ameryki Południowej najpierw trzeba rozliczyć się z przeszłością. Przywódcy biednych państw nie chcą po raz kolejny wysłuchiwać lekcji, jakich z wyższością lubi udzielać Zachód. Tym bardziej że to właśnie ten cywilizowany Zachód zorganizował ludobójstwo Żydów i Cyganów, przez lata wspierał apartheid, a wcześniej przez wieki kolonizował, łupił i handlował niewolnikami! Zdaniem Afrykanów to właśnie kolonialna przeszłość jest źródłem wielu uprzedzeń rasowych, korzeniem istniejących w wielu krajach dyskryminacyjnych struktur społeczno-etnicznych i biedy.

Kto powie "mea culpa"?

Przygotowania do konferencji w Durbanie sprawiły, że wzmocniły się więzy między czarnymi Afrykanami i czarnymi żyjącymi w obu Amerykach. Ich żądanie jest proste - przyznajcie, jak bardzo nas gnębiliście, przyznajcie, że było to ludobójstwo, przeproście za to wszystko - wtedy zamkniemy tę bolesną kartę i pomyślimy o przyszłości. - Taki akt byłby oddaniem czarnym zabranej ongiś godności - tłumaczył mi Allioune Tine, koordynator przygotowujących konferencję afrykańskich organizacji pozarządowych.

Zachód, a zwłaszcza USA, o czymś takim póki co nie chcą słyszeć. Owszem, wszyscy przyznają, że niewolnictwo i handel ludźmi były haniebne, ale nikt się nie pali do tego, by uznać się za winnego i przepraszać. Mało kto (Francja jest tu chlubnym wyjątkiem) odważa się mówić o zbrodni przeciw ludzkości. I właściwie łatwo to zrozumieć, bo jeśli mówi się o winie, to trzeba też powiedzieć o zadośćuczynieniu. A to budzi największy strach, szczególnie u Amerykanów. Eksperci African World Reparations and Repatriation Truth Commission (w jej skład wchodzą wybitni historycy, prawnicy i ekonomiści z USA i Afryki) wyliczyli w 1999 r., że wartość pracy włożonej przez afrykańskich niewolników w rozwój obu Ameryk przekracza 777000 mld dol.!

Nikt nie żąda takiego odszkodowania. Niemniej Afryka uważa, że jakaś rekompensata mimo wszystko jej się należy. - Nie upieramy się przy gotówce, mogą być inne formy: programy rozwojowe, pomoc w walce z AIDS, redukcja zadłużenia. Chodzi nam bardziej o gest niż konkretną sumę - tłumaczy Tine. I dodaje, że dotyczy to "wszystkich, którzy mają coś na sumieniu".

To małe zdanko to przytyk w stronę Libii. Pułkownik Kadafi, który stara się występować w roli adwokata Afryki i głośno oraz intensywnie domaga się amerykańskiego mea culpa, chyba zapomniał, że Afryka była też intensywnie i okrutnie eksploatowana przez Arabów. I oni także powinni przeprosić i zapewnić rekompensatę.

Uznajcie nasze krzywdy

Afrykanie nie mają zamiaru dyskutować w Durbanie o formach zapłaty za zbrodnie minionych wieków. Ta kwestia powinna być ustalana dwustronnie - między spadkobiercami konkretnych kolonizatorów i konkretnych kolonizowanych. Czarni chcą tylko powszechnego uznania krzywd.

Ale dla wielu państw Zachodu coś takiego byłoby otwarciem puszki Pandory. - Zdają sobie sprawę, że mamy rację, dlatego tak się boją - uważa Tine. Strach jest tym większy, że stanowisko Czarnego Kontynentu popiera Mary Robinson. - Nie ulega wątpliwości, że trzeba uznać popełnione błędy. A także konsekwencje, jakie do dzisiaj z nich wynikają. Konieczne jest znalezienie jakiegoś porozumienia - powiedziała mi pani komisarz. Zwłaszcza, że precedensy istnieją - Niemcy za zbrodnie II wojny zapłaciły 132 mld marek aliantom i 6 mld Izraelowi. Australia dała odszkodowania aborygenom, a Wielka Brytania Maorysom z Nowej Zelandii. Nawet neutralna Szwajcaria - pod naciskiem USA - musiała przeprosić i zapłacić za "zaginione konta" i współpracę gospodarczą z III Rzeszą. Czarni niewolnicy i ich potomkowie nie dostali żadnej satysfakcji. W Anglii w 1847 r. zapłacono jedynie odszkodowania... dawnym właścicielom niewolników za utratę "mienia". A przyjęta przez Kongres USA w 1865 r. obietnica "muła i 40 akrów ziemi" dla każdego byłego niewolnika nigdy nie została zrealizowana. Przed odpowiedzialnością nie da się chyba jednak uciec. Adjoa Ayetoro, wybitna amerykańska czarnoskóra prawniczka stojąca na czele National Coalition of Blacks for Reparations in America (N'COBRA - Narodowa Koalicja czarnych na Rzecz Reparacji), przygotowuje serię pozwów przeciw firmom, które wzbogaciły się na pracy niewolniczej. Pomocy w egzekwowaniu tych żądań nie wykluczają niektóre wpływowe organizacje żydowskie. - Ich żądania są w większości bardzo zasadne - usłyszałem od Szymona Samuelsa z Centrum Wiesenthala.

Ziemia Święta niezgody

Afrykanom bardzo zależy na porozumieniu w Durbanie. Dlatego w ostatnich tygodniach naciskali na państwa arabskie, by te nie starały się zamienić konferencji w sąd nad Izraelem. Sytuacja na Bliskim Wschodzie jest drugim wielkim tematem Durbanu i źródłem napięć. Zresztą poprzednie światowe konferencje na temat walki z rasizmem zorganizowane przez ONZ w 1978 i 1983 r. zakończyły się fiaskiem z powodu konfliktu arabsko-izraelskiego.

Część krajów arabskich, z Syrią na czele, chciałaby umieścić w dokumencie końcowym sformułowanie, że "ruch syjonistyczny jest oparty na wyższości jednej rasy nad inną". Na coś takiego nie zgodzą się ani Izrael (jeśli w ogóle przyjedzie do Durbanu), ani USA, ani Unia Europejska. Przeciwna jest też Mary Robinson. Przyjęta przez ONZ w 1975 r. rezolucja uznająca syjonizm za formę rasizmu została już dawno odwołana, a sekretarz generalny ONZ Kofi Annan nazwał ją ostatnio "jednym z najbardziej haniebnych elementów historii" kierowanej przez siebie organizacji. Ale to, co się od niemal roku dzieje się w Izraelu i Autonomii Palestyńskiej, tak rozjuszyło znaczną część państw muzułmańskich, że dyplomaci niektórych z nich nie wahają się twierdzić, że polityka państwa żydowskiego jest "okrutniejsza niż holocaust". I oczywiście chcą, aby Izrael został w Durbanie wyraźnie potępiony. Michael Melchior, izraelski wiceminister spraw zagranicznych, jest tym oburzony. - Na dobrą sprawę Izrael jest jedynym państwem, które było wymieniane w przygotowaniach do konferencji - mówił mi Melchior. - To tak, jakbyśmy byli rzeczywiście najbardziej nietolerancyjnym i rasistowskim państwem na ziemi! Oczywiście, nie twierdzę, że nie ma w naszym kraju żadnych problemów. One istnieją. Tym bardziej że na naszej granicy toczy się zbrojny konflikt. Ale jest to konflikt terytorialny - nie religijny ani rasowy. Nie jest to więc temat, który powinno się poruszać w Durbanie.

Opinię tę bezwarunkowo podzielają Amerykanie. Do tego stopnia, że niemal do ostatnich dni rozważali bojkot konferencji. Wszystko jednak wskazuje na to, że amerykańska delegacja pojawi się tam, choć bez sekretarza stanu Colina Powella. W Waszyngtonie zdecydowano jednak, że nie będzie on brał udziału w "obrażaniu Izraela i dyskusjach o odszkodowaniach". Afrykanie odebrali decyzję Powella, który ma czarny kolor skóry, za policzek.

Tomasz Surdel

Copyright © Agora SA