Francuzi są niezadowoleni ze szczytu UE w Nicei

Z kilkoma wyjątkami francuskie reakcje na wyniki szczytu w Nicei to rozczarowanie i frustracja

Francuzi są niezadowoleni ze szczytu UE w Nicei

Z kilkoma wyjątkami francuskie reakcje na wyniki szczytu w Nicei to rozczarowanie i frustracja

"Ten rezultat jest rozpaczliwy - powiedział o traktacie nicejskim Francois Bayrou, przywódca centrystów (UDF), zazwyczaj popierających politykę prezydenta Jacquesa Chiraca, który jako urzędujący szef UE był głównym architektem traktatu. - Konstrukcja europejska wymaga odbudowy. To, co tam uradzono, jest fatalne dla Komisji, którą zredukowano do roli organu międzyrządowego i fatalne dla Parlamentu Europejskiego, który nadal będzie odsunięty od istotnych decyzji". Lider francuskich liberałów Alain Madelin oświadczył zaś, że wobec braku wizji przyszłej Europy w Nicei "targowano się, handlowano i w końcu majsterkowano. Drogą rozszerzenia Unii posuwamy się we mgle, z nogą na hamulcu i z uczuciem pewności, że wehikuł Europa nie dojedzie do celu".

Podobne rzeczy mówili i inni politycy rządzącej koalicji, zwłaszcza Zieloni. Tylko działacze Partii Socjalistycznej, lojalni wobec szefa rządu, i neogaulliści z RPR - bazy politycznej Chiraca - byli zadowoleni. Ale to nie bez zastrzeżeń. "Oczekujemy od Europy więcej ambicji" - powiedział pierwszy sekretarz socjalistów Francois Hollande.

Opinie ekspertów i publicystów nie odbiegały od tonu polityków. "Le Monde" swój redakcyjny komentarz tytułował "Mały szczyt", przekornie wobec określenia Chiraca, który po zakończeniu nicejskiego maratonu mówił o "wielkim szczycie". Komentarz ubolewa nad niewielkimi reformami instytucjonalnymi. "Le Figaro" pisało o tym, jak zmiany skomplikują podejmowanie decyzji w Unii.

Najbardziej jednak boli Francuzów, że głównym zwycięzcą nicejskich przetargów okazały się Niemcy. Komentatorzy przypominają, że do zjednoczenia mówiono o nich jako o "karle politycznym" i gospodarczym gigancie. Słabsza ekonomicznie, lecz zaliczana do światowych mocarstw Francja, była dla nich partnerem nieodzownym. Na tym opierała się siła i trwałość "zaprzęgu" francusko-niemieckiego ciągnącego do przodu całą integrację europejską. Teraz Niemcy Zjednoczone mogą sobie pozwolić na pełną samodzielność.

W tandemie z nimi Francuzi tracą pierwszeństwo i dlatego tak bardzo zależało im na jednakowej z Niemcami liczbie głosów w Radzie Ministrów UE. Ale zwycięstwo, jakie odniósł Chirac - uzyskując zgodę kanclerza Schroedera, by 82-milionowe Niemcy miały tyle samo (29) głosów co 60-milionowe: Francja, Włochy i W. Brytania - w większości francuskich ocen było zwycięstwem pyrrusowym. W zamian bowiem Schroeder zmienił na korzyść swoich rodaków stosunek sił w Parlamencie Europejskim i posiadł gwarancję, że Niemcom łatwiej niż innym krajom przyjdzie blokować niekorzystne dla nich postanowienia Unii. "Potęga Niemiec nigdy dotąd nie była tak uderzająca" - komentuje "Liberation" .

Wszyscy uspokajają się jednak, że tandem francusko-niemiecki został utrzymany, a gospodarka niemiecka nie przoduje już tak, jak dawniej, Niemcy nadal widzą we Francji swego najważniejszego partnera i gotowi są oszczędzać jej upokorzeń. Ale np. "Telegramme de Brest" - gazeta znad kanału La Manche - zastanawia się, czy nie czas na Europę francusko-brytyjską: "Pojednanie francusko-niemieckie jest już tylko melancholią a nie polityką".

Ale największe osiągnięcie Francuzów polega chyba na tym, że konferencja nie zakończyła się fiaskiem. Przed nią powtarzali, że porozumienie w sprawie reform ma być ambitne albo żadne. Ostatecznie jednak uznali, że lepsze skromne niż żadne.

Pani Nicole Notat, dynamiczna szefowa centrali związkowej CFDT, za ważny sukces dyplomacji francuskiej uznała uchwalenie proponowanej przez Paryż agendy socjalnej, polegającej na staraniach o pełne zatrudnienia, równość kobiet i mężczyzn, walce z ubóstwem itp.

Paradoksalnie, za punkt na korzyść Francji można by uznać fakt, że nad koncepcją Europy wspólnotowej, federalnej, w której najwięcej do powiedzenia miałyby organy wyłaniane bezpośrednio przez ludność krajów UE - tzn. ideą, do której przychylają się Niemcy - w Nicei wyraźnie przeważyła bliższa Francuzom współpraca międzyrządowa: np. brukselska Komisja ma być teraz swoistą reprezentacją wszystkich rządów Unii: z każdego kraju po jednym komisarzu. Nie tego jednak Francuzi chcieli. Deputowany UDF Jean-Louis Bourlanges oświadczył: "Jeśli przywódcy Piętnastki pragnęli eksperymentalnie wykazać jałowość i przewrotność metody międzyrządowej, to zapewne nie mogliby tego zrobić inaczej".

Rodzi się podejrzenie, że sprawa rozszerzenia Unii pojawiła się w Nicei z braku wyraźnych rezultatów w innych sprawach, jak gdyby Francuzi i inni uczestnicy konferencji uznali, że skoro nie udało się zreformować UE, to przynajmniej mogą podkreślać, że otworzyli drogę do tak ważnego celu jak rozszerzenie i "zjednoczenie Europy". Wcześniej o rozszerzeniu mówiono raczej na dalszym miejscu, a szczególnie Francuzów podejrzewano o chęć odwlekania sprawy. I oto teraz Chirac, chcąc przekonać deputowanych europejskich, że nicejski szczyt zakończył się jednak sukcesem, oznajmił im, że "gdyby nie udało się tam dojść do porozumienia, to ustałby proces rozszerzenia Unii, a to byłoby najgorsze z możliwych rozwiązań".

Perspektywa rozszerzenia nie jest jednak tak oczywista. Deputowany Zielonych Alain Lipietz napisał: "Wątłość reform instytucjonalnych sprawia, że Europą nie sposób będzie rządzić, co czyni ją niezdolną do rozszerzenia".

Marek Rapacki, Paryż

Copyright © Agora SA