Dlaczego to opublikowałem

Zhang Liang, który dostarczył na Zachód 15 tys. stron tajnych dokumentów przywódców chińskich, tłumaczy, dlaczego się na ten krok zdecydował.

Dlaczego to opublikowałem

Zhang Liang, który dostarczył na Zachód 15 tys. stron tajnych dokumentów przywódców chińskich, tłumaczy, dlaczego się na ten krok zdecydował.

W książce tej ["Dokumenty Tiananmen", opublikowanej w USA przez wydawnictwo Public Affairs Press] zawarte są setki dokumentów, które postanowiłem wywieźć z Chin i ujawnić. Ujawnione zostały m.in. dokładne zapisy prowadzone [przez sekretarki] minuta po minucie podczas tajnych zebrań, na których przywódcy Chin zastanawiali się, co zrobić ze studenckimi demonstracjami na Tiananmen; kluczowe przemówienia; notatki z rozmów telefonicznych między przywódcami; tajne raporty chińskich służb bezpieczeństwa oraz informacje od policji i wojska. Całość tych dokumentów stwarza unikalną możliwość zrozumienia, jak działa władza w Chinach.

Jako świadek i uczestnik wydarzeń na placu Tiananmen i jako człowiek, który ma dostęp do [tajnych] archiwów pochodzących z tego okresu, uznałem za swój obowiązek opublikowania zapisu procesu, w jakim podejmowano decyzje [w sprawie użycia siły na Tiananmen]. Prawda o tym, co zdarzyło się w 1989 r., była przez kolejne dziesięć lat zaryglowana w tajnych archiwach partyjnych. Zdecydowałem się wziąć udział w ryzykownym przedsięwzięciu [wydostania dokumentów], ponieważ wierzę, że ci, którzy chcą służyć Chinom, muszą głęboko przemyśleć lekcję Tiananmen. Chiny muszą nie tylko przekreślić werdykt wydany na ruch 4 czerwca, który określono jako "rebelię kontrrewolucyjną", ale też uruchomić wstrzymany proces reform politycznych. Wierzę, że opublikowane dokumenty służą właśnie tym celom.

Pamięć masakry na placu Tiananmen z 4 czerwca 1989 r., choć minęło już dziesięć lat, nie uległa zatarciu. Pierwszym krokiem ku dokładnej i obiektywnej ocenie tego wydarzenia musi być - według słynnego określenia Deng Xiapinga - "wychodzenie od faktów w poszukiwaniu prawdy".

Wierzę, że ci, którzy dążą do zmian w Chinach, powinni brać pod uwagę cztery elementy sytuacji. Są one wskazówką i dla mnie.

Po pierwsze, chiński reżim komunistyczny, mimo że doszczętnie skorumpowany, jest w tej chwili mocniejszy niż dziesięć lat temu - dzięki wzrostowi gospodarczemu i podniesieniu poziomu życia. Nie ma w Chinach żadnej siły politycznej, która by się mogła z nim mierzyć. (...) Choć koniec komunizmu w Chinach jest przesądzony, upadek Chińskiej Partii Komunistycznej będzie dziełem jej członków, a nie jakiejkolwiek siły zewnętrznej.

Po drugie, los demokracji w Chinach zależy od sił wewnątrz samych Chin. Ci, którzy działają na rzecz demokracji, wolności i rządów prawa w Chinach, korzystając z poparcia wspólnoty międzynarodowej, zrobili już to co potrzebne. Ale prawdziwe rozwiązania chińskich problemów leżą w samych Chinach.

Po trzecie, zmiana od wewnątrz jest możliwa, ponieważ dzisiejsza chińska partia komunistyczna przypomina partię radziecką w 1989 r. To, co z zewnątrz wygląda na solidną budowlę, może się momentalnie rozpaść w proch. Ta partia przestała być dawno partią komunistyczną. Jest teraz skupiskiem odłamów o różnych celach i ideologiach. Różnice między radykałami a konserwatystami w partii są dziś ostrzejsze niż między partią a jej historycznym rywalem Kuomintangiem.

Kluczową siłą, która pcha w kierunku zmian, jest prodemokratyczne skrzydło w samej partii. Formacja, jaka w przyszłości zajmie miejsce Chińskiej Partii Komunistycznej, wyłoni się najprawdopodobniej z samej partii. Tworzyć ją będą ci spośród członków partii, którzy widzą błędy systemu komunistycznego, ludzie, którzy chcą ustanowić zdrową demokrację w Chinach. (...)

Po czwarte, przekreślenie wyroku wydanego na wydarzenia 4 czerwca jest nieuniknione. 4 czerwca ciąży na sumieniu każdego chińskiego patrioty; nieomal każdy Chińczyk jest świadomy, że zmiana oficjalnej oceny tego wydarzenia to kwestia czasu. Dzisiaj nie żyje już wielu z tych, którzy wtedy podjęli decyzję o użyciu siły, m.in. Deng Xiaoping. Tak więc rośnie presja na zmianę ówczesnej oceny wydarzeń. W przyszłości ta tendencja przeważy, a liberalne siły w samej partii niewątpliwie wykorzystają sposobność nie tylko, by zrewidować ocenę Tiananmen, ale też, by zacząć rozmontowywać system komunistyczny.

Przed demokracją w Chinach jest jeszcze daleka droga. Potrzebuje ona dobrze wykształconej kadry działaczy, których straciła, gdy wielu młodych Chińczyków opuściło Chiny, by studiować i budować dla siebie lepsze życie poza krajem. Ci młodzi ludzie powrócą kiedyś do Chin, by stanąć w jednym szeregu z tymi, którzy pozostali w kraju, łącznie z tymi, którzy pracują na rzecz zmian w samej partii. Jak powiedział Lu Xun: "Prawdziwym wojownikiem jest ten, który ma odwagę spojrzeć na smutną stronę życia i nie odwracać wzroku, kiedy widzi krew".

tł. mak

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.