Kandydat na prokuratora dzieli Amerykę

Na drugim piętrze domu, gdzie swą siedzibę ma pewna waszyngtońska organizacja obrony praw obywatelskich stoi 20 pudeł wypełnionych papierami. Posłużą one Demokratom do walki z Johnem Ashcroftem, kandydatem prezydenta-elekta Busha na prokuratora generalnego

Kandydat na prokuratora dzieli Amerykę

Na drugim piętrze domu, gdzie swą siedzibę ma pewna waszyngtońska organizacja obrony praw obywatelskich stoi 20 pudeł wypełnionych papierami. Posłużą one Demokratom do walki z Johnem Ashcroftem, kandydatem prezydenta-elekta Busha na prokuratora generalnego

Pudła zawierają informacje o całej karierze publicznej Ashcrofta, cytaty z jego publicznych i zamkniętych wystąpień, opinie rodziny, przyjaciół i wrogów, listy i dokumenty. Są one dziś najbardziej gorącą lekturą wśród waszyngtońskiej elity politycznej.

Maszyna się zacina

Wtorkowa rezygnacja Lindy Chavez z ubiegania się o stanowisko sekretarza pracy była dla Busha dotkliwym policzkiem. Pani Chavez, znana ze skrajnie konserwatywnych poglądów, pozwalała przez dwa lata mieszkać w swym domu nielegalnej imigrantce. W świetle prawa popełniła przestępstwo karane nawet więzieniem. Dla Busha był to sygnał ostrzegawczy: doskonale dotąd naoliwiona machina zacięła się. Jego doradcy - grupa szczwanych lisów znających na wylot wszystkie tajniki gry politycznej - nie wyczuli nadciągającego niebezpieczeństwa i nie potrafili ochronić swego prezydenta przed nieuchronnym upokorzeniem. Przy pierwszych nominacjach Busha Demokratom trudno było znaleźć choćby najmniejszy punkt zaczepienia do ataków. No bo przecież wiadomo, że Colin Powell, przyszły sekretarz stanu, jest jednym z najbardziej szanowanych polityków w USA, że Condoleezza Rice, nowy doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, pracowała już w Białym Domu i w swej dziedzinie jest wybitnym specjalistą, że Donald Rumsfeld to jeden z najlepszych w USA ekspertów od polityki obronnej, zaś jego kwalifikacji na stanowisko sekretarza obrony kwestionować nie sposób.

A jednak Republikanie szykują się już do krwawej bitwy, która niemal na pewno pogrąży raz na zawsze powtarzane w kółko hasła Busha o zakopaniu topora wojennego i współpracy Republikanów i Demokratów.

Bush musiał go mianować

Po kilku nominacjach dla umiarkowanych Republikanów Bush po prostu musiał mianować konserwatystów, by zaspokoić apetyty prawej strony swej partii. Z tego punktu widzenia John Ashcroft wydawał się idealnym kandydatem, choć Bush i jego wiceprezydent Dick Cheney (który decyduje o niemal wszystkich nominacjach) nie docenili niechęci liberałów do tego byłego senatora z Missouri. Z lektury 20 pudeł dokumentów, zebranych przez zmarłego tragicznie podczas kampanii kontrkandydata Ashcrofta na senatora, Demokraci chcą stworzyć portret Ashcrofta jako ortodoksyjnego konserwatysty. Takiego, który osobiście przekreśli większość swobód obywatelskich. Polakom Ashcroft znany jest jako jeden z najbardziej zaciekłych przeciwników rozszerzenia NATO. Jeszcze w noc głosowania ratyfikacyjnego dwa lata temu próbował w nieskończoność przeciągać debatę na temat sensowności przyjęcia Polski do Sojuszu.

Dla zwolenników aborcji, przeciwników religii w życiu politycznym czy obrońców mniejszości rasowych i etnicznych Ashcroft to prawdziwy potwór. Opowiada się za rozszerzeniem prawa do posiadania broni, był autorem przepisu zabraniającego FBI przechowywania danych o transakcjach zakupu broni. Pomysł rozdawania strzykawek narkomanom (w celu ograniczenia AIDS) senator Ashcroft porównał do "rozdawania kamizelek kuloodpornych gangsterom". Zaś homoseksualistów uznaje za grzeszników, bowiem "Biblia uznaje to za grzech, a ja wierzę w to, co czytam w Biblii". Ashcroft stał na czele republikańskiej opozycji przeciwko publicznemu finansowaniu rządowej fundacji wspierającej artystów i sztukę w ogóle. - "Nie" dla wspierania profanacji, "nie" dla wspierania nagości - tłumaczył swój sprzeciw z senackiej trybuny. Ashcroft jest oczywiście zdecydowanym przeciwnikiem aborcji, której nie dopuszcza w żadnym przypadku. Kilka lat temu bez skutku próbował przepuścić przez Kongres ustawę zakazującą sprzedaży pigułki aborcyjnej.

Były prokurator generalny Missouri nie pali, nie pije i nie tańczy (jego ojciec, pastor, uważał taniec za czynność obraźliwą i niemoralną). Biblię czyta codziennie rano i wieczorem. Dla konserwatystów jego nominacja na prokuratora generalnego USA jest prawdziwym darem niebios - z tego stanowiska będzie bowiem w stanie wpływać na niemal każdą z publicznych debat w USA, które dotykają moralności, seksu lub wiary. Jako sekretarz sprawiedliwości Ashcroft będzie nadzorował pracę FBI i służby imigracyjnej, decydował o żądaniu kary śmierci (którą oczywiście popiera) w sprawach z powództwa federalnego. Będzie też kierował Agencją Zwalczania Narkotyków, czyli faktycznie wojną z narkotykami. W podbijającym właśnie amerykańską publiczność filmie "Traffic" Michael Douglas w roli przedstawiciela prezydenta ds. zwalczania narkotyków mówi, że nie wie, jak prowadzić tę wojnę, bo nie wie, jak się prowadzi wojnę przeciwko własnej rodzinie.

Liberalni teoretycy prawa przekonują, że proponowane przez Ashcrofta zaostrzenie przepisów dotyczących kwestii posiadania narkotyków oraz podwojenie armii antynarkotykowych agentów rządowych jest fatalnym pomysłem. Organizacje proaborcyjne ostrzegają, że Ashcroft może wstrzymać federalne dochodzenia przeciwko organizatorom akcji paraliżujących pracę klinik aborcyjnych.

Czy przepadnie w Senacie

Dwa dni temu ponad 200 organizacji publicznych - od lobby czarnych Amerykanów po organizacje feministyczne i gejowskie - ogłosiło wspólną kampanię przeciwko kandydaturze Ashcorfta. Demokratyczna senator z Kalifornii jako pierwsza zapowiedziała, że zagłosuje przeciwko jego nominacji. Ashcroft, jak każdy członek gabinetu Busha, musi przejść przez proces nominacyjny.

W najbliższych dniach komisje Senatu rozpoczną przesłuchania kandydatów, a jeśli je zatwierdzą, nad kandydaturami zagłosuje cały stuosobowy Senat. O ile kontrolowana przez Republikanów komisja sprawiedliwości prawdopodobnie zaakceptuje nominację swego byłego kolegi, o tyle wynik głosowania całego, podzielonego dokładnie na pół, Senatu pozostaje wielką niewiadomą. Koalicja antyashcroftowska poszukuje już odważnego senatora, który zastosowałby filibuster, czyli przeciąganie debaty w nieskończoność aż do umęczenia siebie lub drugiej strony. Ale dla Białego Domu taki senator z miejsca stanie się najbardziej znienawidzoną osobą więc wiele ryzykuje. Gdyby się jednak taki śmiałek znalazł, Republikanie nie znajdą prawdopodobnie 60 głosów potrzebnych do przerwania niekończącego się wystąpienia. Demokraci mogą również szukać poparcia wśród umiarkowanych Republikanów, którzy chcą ograniczenia prawa do posiadania broni lub popierają aborcję. 51 głosów przeciwko Ashcroftowi wystarczy, by przepadł on w głosowaniu.

Dla Busha skandal wokół Lindy Chavez był policzkiem. Jeśli jednak prezydentowi nie uda się przepchnąć kandydatury Ashcrofta, skrajna prawica mu tego nie zapomni, a sam Bush straci wszelką nadzieję na ponadpartyjną współpracę. Z podzielonym Senatem oznacza to, że wszelkie pomysły odważnych reform społecznych i gospodarczych będzie mógł odłożyć dla swego następcy.

* George W. Bush nominował w czwartek na sekretarza pracy Elaine Chao, która w administracji jego ojca pracowała w departamencie transportu. Sekretarzem handlu nominowano Roberta Zoellicka - wcześniej zajmował wysokie stanowiska w departamentach finansów i stanu oraz w Białym Domu.

Bartosz Węglarczyk, Waszyngton

Copyright © Agora SA