Putin, szczęście Rosji?

Rosja musi porzucić nierealną ideę militarnej równowagi z USA i skierować zasoby na budowę zasobnego państwa. Musi przestać udawać imperium, gdyż takie iluzje są dla niej poniżające i destrukcyjne. Czy prezydent skieruje Rosję na te właśnie tory?

"Pinochet nie jest problemem Chile, lecz szczęściem Chile" - to zdanie wygłosił nieżyjący już generał Aleksander Lebiedź, sądząc zapewne, że dla Rosji on właśnie będzie takim szczęściem. Stał się nim jednak pułkownik Władimir Putin, i to inaczej niż Pinochet - doszedł bowiem do władzy na drodze konstytucyjnej, bez przewrotu i krwawych represji. Co prawda użył terroru, ale w dalekiej Czeczenii...

W Rosji nie trzeba być pomazańcem z bożej łaski. Wystarczy być sekretarzem partii albo demokratycznie wybranym prezydentem, by w oczach większości obywateli uchodzić za męża opatrznościowego, władcę wiernych poddanych. Mikołaj II podczas spisu ludności w rubryce "zawód" napisał: "Gospodarz ziemi rosyjskiej". Putin, interweniując w sprawie psującego się wyciągu narciarskiego na Syberii, powiela styl rządów troskliwego gospodarza, który na wszystko ma oko. I ludzie to kupują, nie dziwiąc się, że szef wielkiego kraju traci czas na duperele.

Czy bardziej Rosja ma Putina, czy Putin Rosję? Odpowiedzi na to pytanie szuka politolog Lilia Szewcowa, autorka książki "Rosja Putina". Polityczne osobowości często stają się przedmiotem badań, ale chyba nie pojawiły się prace zatytułowane: "Ameryka Busha" czy "Niemcy Kohla". Szewcowa natomiast wcześniej opublikowała książkę "Rosja Jelcyna".

Piotr czy Katarzyna?

"Wybory bez wyboru" - tak Szewcowa określiła elekcję prezydencką 2000 r.

Putin objął rządy niczym następca tronu. Jelcyn, mocno już osłabiony, miał jeszcze dość sił, by przekazać władzę z rąk do rąk. Warunki transakcji - bezkarność dla ustępującego prezydenta, jego rodziny i kamaryli - znane były od samego początku.

Autorka zwraca uwagę na osobiste cechy obu szefów państwa, które uzasadniały tę zmianę. Jelcyn był charyzmatycznym przywódcą na czas burzy i naporu. W sierpniu 1991 r., podczas puczu Janajewa, w dramatycznych okolicznościach obalił stary porządek. W październiku 1993 r. w jeszcze bardziej dramatycznych warunkach obronił nowy ład, rozprawiwszy się krwawo z Radą Najwyższą - starym parlamentem. Rozpoczął wojnę w Czeczenii, ale też stać go było na zawarcie pokoju, którym przypieczętował przegraną.

Nie nadawał się jednak zupełnie do budowania państwa i codziennego zarządzania nim. Nie tylko dlatego, że - schorowany - mógł ponoć pracować jedynie dwie godziny na dobę. Nie był typem budowniczego i organizatora.

Tę cechę posiada Putin. Miał 48 lat, gdy obejmował władzę, czyli był młody jak na rosyjskie zwyczaje. Nie miał powagi, jaką dają wiek, postura i zachowanie, a na to potomkowie carskich poddanych byli kiedyś wyczuleni - pamiętam pogardliwe śmiechy w moskiewskich kinach, gdy w kronice filmowej pojawiał się Nikita Chruszczow.

Tymczasem Putin - choć ascetyczny, niski i drobny - nie jest bynajmniej śmieszny. Nie ma zadęcia monarchy - szybki, rzeczowy, pragmatyczny... Dziś jednak, wraz z postępującą amerykanizacją obyczajów, Rosjanie zdają się akceptować taką osobowość. Szewcowa zwraca uwagę, że notowania Jelcyna w społeczeństwie czasem były wysokie, często gwałtownie spadały, zawsze jednak w trudnych chwilach potrafił on zdobyć żywiołowe poparcie. Putin natomiast demonstracyjnie daje do zrozumienia, że nie obchodzi go entuzjazm tłumów. Od obywateli oczekuje - niczym od swoich współpracowników - jedynie lojalności i subordynacji.

My, Polacy, skłonni byliśmy upatrywać nowego Piotra I już w osobie Michaiła Gorbaczowa. Niesłusznie. Dopiero Putin przypomina cara Piotra swym stylem myślenia i rządzenia. Do idola brakuje mu wszakże nie tylko dwóch metrów wzrostu, lecz także rozmachu. Urzędniczym sposobem sprawowania władzy Putin przypomina raczej Katarzynę II - która też wiele zrobiła dla Rosji, choć w sposób mniej spektakularny.

Po burzliwych latach Gorbaczowa, po nerwowej władzy Jelcyna Rosjanie potrzebowali władcy, który uosabiałby porządek i przewidywalność. Putin to właśnie obiecał - i słowa dotrzymał. Do jesieni zeszłego roku Czeczenia była odległą akcją policyjną na peryferiach Federacji. Carska Rosja żyła przez dziesięciolecia z wojną na Kaukazie, więc wydawało się, że i Putin upora się z problemem. Po Dubrowce i kolejnych zamachach nie jest to już takie pewne.

Cała władza w ręce szefa

Na razie prezydent osiągnął cel numer jeden - umocnił władzę osobistą. Stworzył nową sieć administracji prezydenckiej i obsadził swoimi ludźmi kluczowe stanowiska w całym aparacie. Ci ludzie to przeważnie funkcjonariusze KGB, powiązani wspólnotą interesów i nawykli do posłuszeństwa.

W Dumie największym wrogiem Putina nadal są komuniści, co sprawia, że siły liberalne są ciągle dość oględne w atakowaniu prezydenta. Natomiast Rada Federacji, wyższa izba parlamentu, de facto przestała się liczyć jako instancja polityczna. Putin spacyfikował gubernatorów, którzy za Jelcyna walczyli, nieraz skutecznie, o daleko idącą samodzielność.

Jelcyn dzielił się władzą z oligarchami. To im właśnie - głównie Borysowi Bierezowskiemu - zawdzięczał swą reelekcję w roku 1996. W listopadzie 1999 r. Bierezowski zapewniał: "Putin to człowiek, który gwarantuje przejęcie władzy bez redystrybucji własności". Kierując się tą dewizą, w 2000 r. magnaci finansowi poparli Putina, który wszakże nie zamierzał być im wdzięczny. Bierezowski i Władimir Gusiński są dziś politycznymi emigrantami. Taki sam los czekać może najbogatszego człowieka Rosji Michaiła Chodorkowskiego, o ile nie pójdzie na ustępstwa. Każdego z oligarchów jest za co wsadzić do kryminału, a prokuratura jest w pełni dyspozycyjna.

Niezależność władzy sądowniczej zawsze była w Rosji fikcją - i tak pozostało.

Czwarta władza nie zdążyła się ukształtować. Mediów powstało więcej, niż mógł udźwignąć rynek. Jednakże gazety, radia i telewizje były rządowe lub brały subsydia od władzy, albo też były własnością oligarchów, którzy wykorzystywali je jako własne tuby propagandowe. Mimo to ukształtował się swoisty pluralizm i media chwilami były niebezpieczne. Dla atakowanych i atakujących - dziennikarzy często zabijano.

Dziś władza wykorzystuje słabość ekonomiczną mediów - zaległości podatkowe, niespłacone długi, zabagnione procesy cywilne. Każdą telewizję czy gazetę można zniszczyć, przejąć lub zostawić w spokoju - jeśli nie będzie sprawiać kłopotu. Zostanie parę niezależnych tytułów bez większego wpływu na opinię, które posłużą jako listek figowy wolności słowa.

Wysokie ceny ropy zapewniają ożywienie gospodarcze i środki dla budżetu. Oligarchowie muszą się już realnie dzielić swymi dochodami z państwem. Putin zaś nie ma żadnych doktrynalnych oporów, gdy chodzi o reformy rynkowe, choć musi się liczyć z oporem społecznym i politycznym. Jego wielkim osiągnięciem jest pakiet reform, które wprowadziły własność ziemi i zliberalizowały obrót gruntami.

Poważnym hamulcem rozwoju gospodarczego jest ogromna i niewydolna biurokracja, skorumpowana na wszystkich szczeblach i we wszystkich ogniwach. Ale z tym nie radził sobie również Piotr I i wszyscy jego następcy.

Marsz na Zachód

Tenże Piotr przekształcił Rosję mocarstwo regionalne w mocarstwo europejskie, co wówczas znaczyło światowe. Putin objął władzę w państwie, w którym wciąż próbowano sięgać po atrybuty mocarstwa światowego, choć rozpadły się jego podstawy ekonomiczne i militarne. Po 11 września prezydent dokonał zdecydowanej wolty - uczynił Rosję sojusznikiem Zachodu w walce z międzynarodowym terroryzmem. Zrobił to wbrew części elit politycznych na Kremlu, zastygłych w swym antyamerykanizmie i naiwnych marzeniach o mocarstwowym statusie Rosji. Przy okazji Putin podjął próbę przedstawienia rosyjskiego terroru w Czeczenii jako walki z islamskim terroryzmem.

Ta strategia okazała się skuteczna. W trudnej sytuacji Putin znalazł się dopiero w tym roku, gdy Zachód podzielił się w kwestii interwencji w Iraku. Putin, Chirac i Schröder stworzyli trójkąt przegranych, który bezskutecznie usiłował sparaliżować inicjatywę amerykańsko-brytyjską. Putinowi jednak uszło to na sucho. "Niemcy izolować, Francję ukarać, Rosji darować" - zaleciła Condoleezza Rice.

Prezydent zbliża się do półmetka. Jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego, zwycięstwo w przyszłorocznych wyborach ma w kieszeni. Szewcowa ukończyła swą książki w styczniu tego roku, gdy cele i styl rządów Putina były już oczywiste. Rosja przestała być "zagadką w tajemnicy, wewnątrz enigmy" (a riddle wrapped in a mystery, inside an enigma), jak mawiał Churchill w czasach Stalina. Władza stała się w znacznym stopniu przejrzysta i politolodzy nie muszą już wnioskować o pozycji poszczególnych notabli na podstawie miejsca zajmowanego przez nich na trybunie mauzoleum Lenina.

Społeczeństwo zdaniem Szewcowej już wie, czego chce, choć jeszcze nie podjęło decyzji, jak ma się zorganizować dla osiągnięcia owych celów. Ludzie nie oglądają się za siebie, do wszystkich dotarło, że nie ma powrotu do czasów sprzed pierestrojki. Pytanie tylko, jak długo potrwa odrzucanie przeszłości i jaka będzie tego cena.

Jednocześnie obywatele wiedzą, że nie dadzą sobie rady bez wsparcia Zachodu. Putin rozumie potrzebę stopniowej integracji Rosji z zachodnią gospodarką i systemem wartości; rozumie, że jest to warunek ukształtowania się nowoczesnego społeczeństwa. Westernizacja to dziś nie tylko środek - lecz także cel. Na progu nowego wieku społeczeństwo odrzuca myśl o Rosji jako alternatywnej cywilizacji. "Po raz pierwszy - pisze Szewcowa - fatalistyczna Rosja zaczyna rozumieć, że przeznaczenie to nie tylko kwestia przypadku, ale i wyboru... Lecz ilekroć Rosjanie próbują wprowadzać reformy liberalne i demokratyczne, następuje konfrontacja z resztkami obaw i przesądów, norm i stereotypów, które przez wieki były sposobem na przetrwanie... Nawet liberałowie nie są skłonni otrząsnąć się całkowicie z przeszłości".

Nowe myślenie

Zachód inkorporuje Rosję w swych interesach geopolitycznych, takich jak wojna z terroryzmem czy program bezpieczeństwa. Przymyka przy tym oczy na brak liberalnej demokracji, a silną władzę prezydenta traktuje jako gwarancję dobrych stosunków. Dzięki temu Rosja zdobywa zewnętrzne środki na modernizację, zachowując - na ile to możliwe - stare, wewnętrzne reguły gry. Szewcowa nazywa tę transakcję "umową Fausta". Chyba na wyrost. Faust zgodził się zapłacić straszliwą cenę - zaprzedał duszę. Rosja zaś robi wrażenie, jakby sprzedawała duszę po kawałku, w myśl zasady: rubla zarobić i cnotę zachować...

W praktyce porzuciła tradycyjne wątki mesjanizmu i ekspansjonizmu, religii państwowej i antywesternizmu. Zdaniem Szewcowej do takiego sojuszu z Zachodem, który pozwala Rosji zachować biurokrację i quasi-autorytaryzm, przekonują się nawet zwolennicy samodzierżawia i ludzie przekonani o niepowtarzalności dziejów tego państwa. Wciąż jednak myślenie antyzachodnie kołacze w głowach, propagandzie i chybionych posunięciach dyplomatycznych. Funkcjonuje coś, co autorka nazywa "asymetrycznym partnerstwem z Zachodem".

W opinii Szewcowej Rosja stoi przez wyzwaniem - musi porzucić nierealną ideę militarnej równowagi z USA, uznać swe ograniczenia i skierować zasoby na budowę zasobnego państwa. Zaspokoić materialne interesy ludzi, a nie ich próżność. Rezygnacja z ambicji globalnych nie wyklucza w przyszłości - po zbudowaniu silnej gospodarki - roli mocarstwa regionalnego, a może i światowego. Na razie jednak trzeba przestać udawać imperium, gdyż takie iluzje są poniżające i destrukcyjne dla Rosji.

W przedmowie do "Rosji Putina" Jessica T. Mathews pisze, że żaden światowy problem nie może być rozwiązany bez Rosji, a zintegrowanie tego kraju ze wspólnotą międzynarodową stanowi najambitniejsze wyzwanie dla Zachodu w XXI wieku. Zapewne wypowiedź ta podkreśla wagę książki, lecz jest tylko pobożnym życzeniem. O integracji Rosji ze wspólnotą światową rozprawiano może 15 lat temu. Dziś coraz więcej problemów - czy to na Bałkanach, czy na Bliskim Wschodzie - rozwiązuje się bez Rosji, traktując grzecznościowo jej stanowisko. Wiek XXI dopiero się zaczął i może być stuleciem marginalizacji Rosji, jeśli kraj ten nie sprosta wyzwaniu, jakim jest integracja z czołówką cywilizacji.

Jedynie wspólne wartości gwarantują autentyczną wspólnotę z Zachodem, nie zaś oktrojowana demokracja. Wybór należy do społeczeństwa. Pod koniec lat 90. za tradycyjnym państwem, opartym na sile wojskowej, z silną władzą personalną, opowiadało się 24 proc. Rosjan, zaś 22 proc. pragnęło kombinacji takiego systemu z zachodnim liberalizmem. Ostatnie badania dowodzą, że 33 proc. obywateli chciałoby żyć w liberalnej demokracji, a 37 proc. coraz bardziej akceptuje system zachodni. "Rosja ma ogromny potencjał reformistyczny" - uważa Szewcowa.

To klasa polityczna zostaje w tyle, żyjąc nostalgią za starym, prostym rządzeniem przy pomocy niejawnej sieci powiązań. I trudno się jej dziwić - w demokracji będzie musiała walczyć o to, co w dawnym układzie należało się jej z tytułu przynależności do nomenklatury. Podważa to nieco tezę o w miarę światłych elitach i ciemnej masie poddanych.

Jak widać, pozytywne zmiany w świadomości społecznej następują dość szybko. Jak i kiedy zareagują na nie elity? Czy Putin będzie hamował te zmiany, czy spróbuje je wykorzystać? Wiemy, jaki jest, w jaki sposób sprawuje rządy - wciąż jednak nie wiemy, jakie będą skutki tych rządów. Czyja będzie Rosja, gdy za pięć lat skończy się druga kadencja prezydenta?

Copyright © Agora SA