Szwajcaria, czyli jak być w Unii, nie będąc jej członkiem

Szwajcarzy doszli do demokracji absolutnej i można zrozumieć, że nie chcą się z nią rozstać nawet za cenę integracji z Unią Europejską. Choć szwajcarski biznes chciałby się znaleźć w UE, zwykli Szwajcarzy o tym wcale nie marzą - pisze Danuta Zagrodzka

Szwajcarska minister spraw zagranicznych pani Micheline Calmy-Rey zapewnia, że stosunki z UE są priorytetem szwajcarskiej polityki zagranicznej. Priorytet wygląda tak, że Szwajcaria bezustannie zmaga się z Unią, choć do niej nie należy. Kontynent europejski powiązany jest już tyloma nićmi, że także kraje pozostające poza Unią zmusza do dostosowania się.

Ponad 60 proc. szwajcarskiego eksportu i powyżej 81 proc. importu to handel z Unią. Nawet pralki trzeba było dostosować do parametrów unijnych - gdyby Szwajcarzy chcieli pozostać przy swoich, pralki produkowane na ich mały rynek byłyby bardzo drogie. Rząd i biznes chcieliby więc być w Unii jak najprędzej, zwykli obywatele - jak najpóźniej albo wcale...

Do Unii? Ale po co

A przecież Szwajcaria mogłaby być unijnym wzorcem w miniaturce. 26 samodzielnych kantonów, cztery różne języki i odrębne tradycje, a wszyscy zgodnie współżyją ze sobą pod łagodnym okiem rządu federalnego.

Dlaczego kraj tak europejski, ze wszystkich stron otoczony Unią i zmuszony coraz częściej podporządkowywać się jej regułom, a nawet ją w jakiejś mierze współfinansować, wzbrania się do niej wejść?

Kiedy w l951 r. powstawała Wspólnota Węgla i Stali, zalążek dzisiejszej Unii, a w l957 r. Wspólnota Europejska, Szwajcaria miała się gospodarczo świetnie. Wojna jej nie tylko nie zniszczyła, lecz przeciwnie, dała zarobić więc kraj nie czuł żadnej potrzeby łączenia się z innymi.

Jako ludzie pracowici i pragmatyczni Szwajcarzy gremialnie poparli w l971 r. przystąpienie do strefy wolnego handlu (72 proc. za), bo gospodarki w izolacji prowadzić się nie da. Ale integrować się mocniej? Po co?.

Zwłaszcza że - jak powszechnie sądzono - Bruksela i tak robi, co chce, bo nie ma tam demokracji.

A demokracja, i to bezpośrednia - tzn. taka w której głos ludu przesądza o wszystkich prawie decyzjach rządu i parlamentu - jest w alpejskim państwie rzeczą świętą. Podobnie jak neutralność. Szwajcaria jest neutralna od 1648 r. i na ogół dobrze na tym wychodziła. Lęk, nieuzasadniony zresztą, że neutralność trzeba będzie złożyć na ołtarzu Europy, dodatkowo zniechęcał do Unii.

Referendum jak zegarek i bank

Przez wieki Szwajcaria wypracowała sobie niepowtarzalną i nieistniejącą nigdzie indziej państwowość, z której jest dumna. Decydując się na Unię, musiałaby wiele z tego dziedzictwa stracić i zasadniczo przebudować swe instytucje. - Szwajcarzy walczyli o demokrację czterysta lat - mówi dr Hans-Urs z Federalnej Kancelarii. Powstawała inaczej niż większość europejskich państw - od dołu do góry. Od samorządnych górskich gmin, poprzez kantony, do związku kantonów, które łącząc się stopniowo ze sobą, utworzyły państwo. Cała gminna społeczność na dorocznych zgromadzeniach ustalała swoje prawa. W referendach gminy godziły się przystąpić do kantonów, a potem na ich łączenie i częściową utratę ich suwerenności.

- To nie Szwajcaria wynalazła referenda, to referenda wynalazły Szwajcarię - mówi dr Wili. Państwem nadal rządzi się za pomocą referendów; na różnych poziomach odbywa się ich rocznie kilkadziesiąt. Jeśli obywatele chcą zmienić jakiś przepis konstytucji, wystarczy, że w ciągu półtora roku zbiorą 100 tys. podpisów (albo 50 tys. w ciągu stu dni po ogłoszeniu jakiejś decyzji rządu czy parlamentu), a sprawa zostanie poddana pod głosowanie. Inicjatywa obywatelska nie musi wychodzić od żadnej partii, a o wyniku referendum decyduje zwykła większość, niezależnie od liczby głosujących. Szwajcarzy osiągnęli więc demokrację absolutną i można zrozumieć, że nie chcą się z nią rozstać, choć nie biorą masowego udziału w głosowaniach (na ogół mniej niż połowa uprawnionych). Wystarczy im najwyraźniej, że mogą mieć wpływ. Rząd ma jednak związane ręce.

Z Europą czy przeciw niej?

Ten wypracowany przez wieki szwajcarski system Europa coraz bardziej burzy. Poszerzenie Unii na Wschód jest przyjmowane w Szwajcarii z mieszanymi uczuciami - z jednej strony rynek europejski się zwiększa i dochód narodowy Szwajcarii powiększy się dzięki temu, jak obliczono, o 1-2 mld franków rocznie. Zainteresowanie współpracą jest więc spore. Z kolei im większa Unia, tym mniejsza staje się Szwajcaria i tym większa obawa, że będąc poza nią, straci na znaczeniu w gospodarce i w polityce. Tego nikt nie chce.

Zdaniem minister Micheline Calmy-Rey na dłuższą metę Szwajcaria będzie musiała rozstrzygnąć, czy chce być za Europą, czy przeciw niej. Nie powinna się jednak spieszyć. Rząd nauczony doświadczeniem z 2001 r., kiedy to zapytano Szwajcarów, czy chcą szybko wejść do Unii, wie już, że spieszyć się nie wolno. Na razie więc Szwajcaria integruje się z Europą poprzez umowy bilateralne. Jest to droga kamienista, a im więcej krajów w Unii, tym trudniejsza.

Siedem lat trwały negocjacje z Unią i z własnymi obywatelami, nim zawarto pierwszą umowę dwustronną z UE. Dotyczyła takich spraw jak lotnictwo, rolnictwo, badania naukowe i swobodny przepływ osób, jednej z podstawowych zasad Unii. To był najtrudniejszy orzech do zgryzienia. Szwajcaria, której ludność w 20 proc. już stanowią cudzoziemcy (w tym 4,7 tys. Polaków), boi się, by nie było ich za wielu i by nie obniżali oni wysokich na ogół miejscowych zarobków. Wynegocjowano więc wiele obwarowań, ustalano roczne kwoty imigracji i społeczeństwo jakoś to w 2000 r. w referendum przełknęło. Sprawa była ważna o tyle, że umowa stanowiła pakiet - niezgoda na jeden z jego składników anulowała całość.

Umowa bankowa

Tuż przed przyjęciem nowych krajów Szwajcaria zawarła z Unią drugą umowę bilateralną - dotyczyć ona będzie już poszerzonej Europy. Tym razem to Unia była zainteresowana szybkim dojściem do porozumienia - chodziło jej o podatki od ulokowanych w szwajcarskich bankach lokat europejskich obywateli i o zwalczanie szmuglu i innych przestępstw, które pozbawiają państwa unijne podatków pośrednich. Szwajcarii zaś chodziło przede wszystkim o zachowanie tajemnicy bankowej i udział w traktacie z Schengen umożliwiającym ruch bez kontroli granicznych.

To pierwsze jest znaną na świecie lokalną świętością gwarantującą napływ do tamtejszych banków różnych, nie zawsze ujawnianych we własnym kraju dochodów, drugie ma ułatwić życie turystom, ale też sprzyjać - dzięki współpracy policji wielu krajów - zwalczaniu przestępczości. No i nielegalnej imigracji. Udało się wynegocjować tak, że i wilk jest syty, i owca cała. Tajemnica bankowa zostanie zachowana, i to na zawsze. Banki bez mrugnięcia okiem zgodziły się więc wyłożyć kilkaset milionów franków na stworzenie systemu, który sprawi, że trzy czwarte podatków od lokat złożonych w Szwajcarii popłynie do zainteresowanych krajów, reszta zostanie w kraju. Szwajcaria będzie też współdziałała z Unią w zwalczaniu przemytu. W przyszłym roku odbędzie się na temat przyjęcia tej umowy referendum.

Drażliwą kwestią jest niestety Schengen. Rząd już stara się przekonać obywateli, że umowa otwierająca granice daje wcale nie mniej, ale więcej bezpieczeństwa. Na dworcach wielkie plakaty pokazują mężczyznę w kajdankach prowadzonego przez policjantów z podpisem "Schengen - więcej bezpieczeństwa". Czy to poskutkuje? Poseł Alfred Schleyer z populistycznej Szwajcarskiej Partii Ludowej przeciwnej Unii mówi: - Nikt nie udowodnił, że brak kontroli na granicach ma oznaczać więcej bezpieczeństwa!

Jeszcze trudniejsze może być głosowanie, które czeka Szwajcarów w 2007 r. - wtedy trzeba będzie zadecydować, czy przedłużyć umowę o swobodzie przepływu osób na dalsze lata (wynegocjowane obostrzenia obowiązują do 2011 r., z możliwością przedłużenia do 2014). Chodzić będzie nie jak poprzednio, tylko o kraje europejskiej Piętnastki, ale także o całą środkowo-wschodnią dziesiątkę. Związki zawodowe już zapowiedziały, że jeśli specjalne środki ostrożności przeciwko dumpingowi płac nie będą dostateczne, zażądają dodatkowego referendum. Zerwanie tej umowy oznaczałoby katastrofę - powtarzają wszyscy zwolennicy zbliżenia z Unią. Rząd zamierza więc w 2006 r. przedłożyć społeczeństwu do dyskusji raport europejski, który przedstawi wpływ przystąpienia na najważniejsze dla Szwajcarów sprawy - bezpośrednią demokrację, federalizm, ale także politykę finansową i walutową. Według rządu i entuzjastów połączonej Europy korzyści przeważają. Ale co powiedzą Szwajcarzy?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.