Japonia: politycy ustępują, bo fałszywie oskarżyli

Rzecz zdarzyła się w Japonii. Całe kierownictwo największej partii opozycyjnej podało się do dymisji, po tym jak oskarżenia o korupcję pod adresem rządzących okazały się lipą

- Ponoszę całkowitą odpowiedzialność za całe zamieszanie - oznajmił w piątek przywódca demokratów Seiji Maehara. Wraz z nim dymisję ogłosił sekretarz generalny partii oraz 90 działaczy tworzących partyjne władze.

Polityczne harakiri japońskiej opozycji wywołał sprokurowany przez nią samą skandal. Na początku marca poseł tej partii Hisayasu Nagata obwieścił w parlamencie, że syn sekretarza generalnego rządzącej Partii Liberalno-Demokratycznej wziął ćwierć miliona dolarów łapówki od bogatego przedsiębiorcy aresztowanego w styczniu pod zarzutem przekrętów podatkowych.

Na dowód Nagata przedstawił korespondencję obu panów, przekazywaną pocztą elektroniczną. E-mail okazał się lipą, a zakłopotany poseł Nagata przyznał, że nawet nie pomyślał, by sprawdzić jego autentyczność.

Demokraci, uważani za jedyną poważną alternatywę dla rządzących od pół wieku liberalnych demokratów, ponieśli sromotną klęskę w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych. To właśnie wtedy demokraci wybrali na swojego przywódcę 43-letniego Maeharę, który miał natchnąć ich nową energią i wizją.

A właśnie tego - zdaniem politologów - dramatycznie brakuje demokratom, którzy powstali w 1998 r. w wyniku mariażu socjalistów i frakcji liberalnych demokratów.

Ale młodemu Maeharze nie udało się rozruszać demokratów. Wreszcie nadarzyła się okazja, by boleśnie uderzyć rządzących liberalnych demokratów i premiera Junichiro Koizumiego.

Obdarowany przez dziennikarza kompromitującym listem poseł Nagata zdecydował się przypuścić atak w parlamencie i jednocześnie przypodobać się zwierzchnikom. Nie miał wątpliwości co do autentyczności e-maila, bo we wrześniowych wyborach liberalni demokraci popierali internetowego bogacza Takafumiego Horie, gdy ten jako kandydat niezależny walczył bez powodzenia o poselski mandat.

Kiedy w styczniu zamiast do parlamentu trafił do aresztu, premier Koizumi musiał tłumaczyć się z podejrzanej znajomości, a notowania rządu runęły w dół aż o 14 pkt proc. Opozycja dostrzegła szansę na pognębienie rządzącej partii.

Zamiast zaszkodzić, opozycja władzom jednak pomogła. Nazajutrz po ujawnieniu, że oskarżenia rzucane przez Nagatę są bezpodstawne, notowania rządu wzrosły o 3 pkt.

Przewodniczący demokratów złożył publiczne przeprosiny, a następnie popełnił polityczne harakiri. W piątek poseł Nagata oznajmił: - Jest mi strasznie przykro, że spowodowałem masową dymisję przywódców. I sam zapowiedział rezygnację z poselskiego mandatu.

W przyszłym tygodniu japoński parlament wezwie na przesłuchanie dziennikarza, który przekazał posłowi Nagacie elektroniczną fałszywkę.

Pozbawieni konkurencji liberalni demokraci postanowili natomiast zmienić nazwę. Uznali, że przymiotnik "liberalny" nijak nie pasuje do ich konserwatywnej filozofii. Postanowili więc się go pozbyć, a partię przemianować na Wolność i Demokracja.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.