W ostatnich dniach w Chile i Argentynie zorganizowano kilka ceremonii ku czci Jana Pawła II. Na najbardziej uroczystej z nich, 2 maja, argentyński okręt wojenny "Patagonia" oddał honorową salwę, a obecni na pokładzie parlamentarzyści obu krajów wrzucili do morza wieniec kwiatów. W ten sposób upamiętniono 20-lecie "papieskiego pokoju", który uchronił oba państwa przed wojną. "Dzięki Janowi Pawłowi II my, Chilijczycy i Argentyńczycy, wiemy, że pokój nie jest tylko brakiem wojny, lecz procesem, który należy ciągle budować. Polski papież pozostawił nam dziedzictwo, o którym nigdy nie zapomnimy" - stwierdził m.in. inicjator uroczystości, argentyński poseł Jorge Argüello.
Wojna chilijsko-argentyńska była naprawdę blisko. Oba państwa zerwały stosunki dyplomatyczne. W grudniu 1978 roku armie obu państw postawione były w stan najwyższej gotowości bojowej i okopanych po obu stronach granicy żołnierzy dzieliły zaledwie setki metrów. Poszło w sumie o drobiazg - trzy bezludne wysepki Lennox, Picton i Nueva znajdujące się w kanale Beagle na samym południu obu państw. Ówczesny argentyński dyktator gen. Jorge Rafael Videla wymyślił sobie, że ustanawiający chilijsko-argentyńską granicę traktat z 1881 roku jest źle interpretowany i te trzy punkciki na mapie powinny znajdować się w granicach jego państwa, a nie u sąsiada. Wszystkie przewidziane prawem międzynarodowym próby pokojowego rozwiązania konfliktu zakończyły się fiaskiem. Videla odrzucił wyniki arbitrażu ONZ, który potwierdził ważność układu z 1881 roku i przynależność wysepek do Chile. Argentyńczyk tłumaczył obywatelom, że nie może uznać mediacji, w której brali udział m.in. dyplomaci brytyjscy. "To przecież nasi wrogowie, którzy okupują argentyńskie Malwiny!" - argumentował w telewizyjnym przemówieniu. Videla odrzucił też propozycję mediacji amerykańskiego prezydenta Jimmy'ego Cartera. Argentyński dyktator zatwierdził już nawet datę rozpoczęcia wojny - argentyńskie wojska wkroczyć miały do Chile o 3 rano, 23 grudnia 1978 roku!
Dzień wcześniej do akcji wkroczył zupełnie niespodziewanie Watykan. Jan Paweł II, poproszony o interwencję przez Cartera, osobiście zadzwonił do Videli i powiedział, że jest gotów zrobić wszystko, aby nie dopuścić do wybuchu wojny. Papież dodał, że jego specjalny wysłannik, włoski kardynał Antonio Samore jest już w drodze do Buenos Aires, a informacja o gotowości Stolicy Apostolskiej do mediacji rozesłana już została do wszystkich akredytowanych w Watykanie mediów... Był to wręcz mistrzowski ruch - Videla podający się za głęboko wierzącego katolika i afiszujący się swoją wiarą zwierzchnikowi Kościoła nie mógł odmówić.
Kardynał Samore w Buenos Aires pojawił się 26 grudnia. Ten 73-letni Włoch, uważany za jednego z najbardziej doświadczonych watykańskich dyplomatów, wspomina: "Spokojnie sobie siedziałem w watykańskiej bibliotece, gdy nagle wezwany zostałem do Papieża. Ekscelencja natychmiast jedzie do Argentyny i Chile i zrobi wszystko, aby zapobiec wojnie - usłyszałem". W ciągu tygodnia włoski kardynał aż pięciokrotnie spotykał się w cztery oczy z Videlą i dwukrotnie poleciał do Chile na rozmowy z prezydentem Pinochetem. Po każdej takiej rozmowie dzwonił do Watykanu, a następnie odprawiał mszę świętą i spotykał się z dziennikarzami.
Na efekty nie trzeba było długo czekać - 8 stycznia 1979 roku, w obecności prezydenta Urugwaju kardynał Samore wraz z ministrami spraw zagranicznych Chile i Argentyny, Carlosem Washingtonem Pastorem i Hernanem Cubillosem, podpisali tzw. Akt z Montevideo, w którym oba państwa oficjalnie zwracały się do Watykanu o mediację i zobowiązywały się do bezwarunkowego uznania decyzji Stolicy Apostolskiej. "Jesteście syjamskimi braćmi, nie możecie toczyć ze sobą wojny" - mówił wówczas Samore. Tego samego dnia generałowie Videla i Pinochet wydali rozkaz demobilizacji wojsk stojących naprzeciw siebie w kanale Beagle...
Antonio Samore nie doczekał definitywnego rozwiązania sporu - zmarł w 1983 roku. 2 maja 1985 roku w Stolicy Apostolskiej szefowie MSZ obu państw ratyfikowali w obecności Jana Pawła II traktat o pokoju i przyjaźni. Potwierdza on ważność dokumentu z 1881 roku i uznaje "na wieki" i "w imię Boga Wszechmogącego" chilijską suwerenność nad wyspami Lennox, Picton i Nueva. Argentyna w zamian dostała więcej wód terytorialnych w kanale Beagle.
Nic dziwnego, że gdy dwa lata później Jan Paweł II odwiedził Chile i Argentynę, wszędzie witano go jako "Papieża pokoju". Papieska wizyta w Chile wcale nie była wyrazem poparcia dla reżimu Pinocheta. Wprost przeciwnie - w Chile uważa się, że pielgrzymka z 1987 roku była jednym z wydarzeń, które przyczyniły się do zakończenia wojskowej dyktatury! Twierdzą to nawet ci, którzy wówczas mieli za złe Janowi Pawłowi II to, że pokazał się publicznie wraz z generałem Pinochetem na balkonie pałacu prezydenckiego Moneda. "To była pułapka. Papież był kompletnie zaskoczony. Po rozmowie z generałem ten wskazał drzwi. Wszyscy myśleliśmy, że jest to wyjście z gabinetu. Okazało się jednak, że drzwi prowadzą na balkon i Papież znalazł się na nim pod rękę z generałem, przed tysiącami ludzi zgromadzonych przed pałacem. Fotografowie generała czekali na tę chwilę" - tłumaczył później opozycjonistom jeden z chilijskich dostojników kościelnych.
Mimo tego podstępu wizyta Papieża nie wyszła Pinochetowi na dobre. Patricio Navia, znany chilijski politolog pracujący na Uniwersytecie Nowego Jorku, twierdzi, że Papież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Pinochet chciał wykorzystać jego wizytę do uwierzytelnienia swej dyktatury i walki z komunizmem. Zdaniem Navii generał pomylił się jednak co do jednej rzeczy - "choć Jan Paweł II był rzeczywiście antykomunistą, w przeciwieństwie do dyktatury, był też zawsze zażartym obrońcą życia i praw człowieka. Papież wiedział, że będzie krytykowany, wierzył jednak, że jego wizyta da impuls demokratycznym przemianom w Chile. I tak też się stało - korzystając z ochrony, jaką dawała papieska obecność, po raz pierwszy tysiące Chilijczyków mogło zaprotestować przeciw Pinochetowi bez strachu przed represjami. I to właśnie to podważyło fundamenty kultury strachu, którą tak skutecznie nam zaszczepiono. Papież, spotykając się z biednymi i wykluczonymi oraz powtarzając z ambony "biedni nie mogą czekać", boleśnie wytknął też luki w polityce gospodarczej reżimu. W Chile, w którym prawie 40 proc. mieszkańców żyło wówczas w ubóstwie, słowa Papieża były wyrokiem skazującym wobec triumfalnych deklaracji Pinocheta" - napisał Navia dzienniku "La Tercera" po śmierci Papieża. Słowa, że "biedni nie mogą czekać", wielokrotnie powtarzali później demokratyczni opozycjoniści.
"Jan Paweł II był niezmordowanym bojownikiem o pokój, wolność, godność i prawa człowieka. Stał się przecież częścią naszej pamięci, jego słowa były i będą inspiracją do budowania lepszego Chile i bardziej pokojowego świata" - przypomniał chilijski prezydent, socjalista Ricardo Lagos kilkanaście minut po ogłoszeniu przez Watykan wiadomości o śmierci Papieża.