Zamieszanie wokół WPG komentuje Marcin Wojciechowski

Do drugiej Jałty raczej nie dojdzie. Ale...

W co gra Kuczma

Do drugiej Jałty raczej nie dojdzie. Podpisana wczoraj na Krymie umowa o Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej między Rosją, Białorusią, Kazachstanem i Ukrainą jest tak ogólnikowa, że nie sposób dziś stwierdzić, iż ogranicza suwerenność jej uczestników. Każdy z krajów ma prawo sam decydować o tempie i zakresie integracji, nie podano żadnych terminów wprowadzenia umowy w życie, nie wiadomo, jakie kompetencje będą miały ponadpaństwowe organy WPG. Nie jest nawet jasne, czy umowa podpisana wczoraj z wielką pompą przez prezydentów zostanie w ogóle ratyfikowana przez parlamenty. W ukraińskiej Radzie Najwyższej mogą być z tym problemy. Diabeł może oczywiście tkwić w szczegółach, których nie ujawniono w całości, ale wygląda na to, iż Kijów zdołał obronić się - przynajmniej na jakiś czas - przed wciągnięciem go do ścisłego sojuszu z pozostałą "trójką".

Rosyjski minister finansów Aleksiej Kudrin przyznał za kulisami szczytu w Jałcie, że do stworzenia realnej wspólnoty na wzór Unii Europejskiej trzeba jeszcze napisania przynajmniej 50 umów międzynarodowych, które także będą musiały zostać przyjęte przez parlamenty wszystkich państw. Kudrin ocenił, że w najbardziej optymistycznym wariancie to praca na pięć-siedem lat, i to pod warunkiem dobrej woli każdego z członków. Gołym okiem widać, że już dziś różne państwa (przede wszystkim Rosja i Ukraina) mają różne wyobrażenia o kształcie wspólnoty i raczej nieprędko (jeśli w ogóle) osiągną kompromis.

Ukraina przede wszystkim chce, by między "czwórką" jak najszybciej powstała strefa wolnego handlu. To konik prezydenta Leonida Kuczmy od kilku lat. Kuczma myśli nadal jak dawny dyrektor gigantycznej sowieckiej fabryki, którym był długo. Rozumie, że w dalszej perspektywie Kijów powinien zbliżać się do Unii Europejskiej, ale na razie chciałby zapewnić firmom ukraińskim, jeszcze niegotowym do konkurencji na rynku zachodnim, możliwość swobodnej sprzedaży wyrobów w jak największej części dawnego ZSRR. - Rynki europejskie są dla nas zamknięte. A lepiej mieć wróbla w garści niż gołębia na dachu - Kuczma mówił wczoraj w Jałcie z typową dla siebie prostodusznością.

Rosja z kolei widzi WPG jako coś na kształt Unii Europejskiej-bis. Ale już dziś większość polityków zdaje sobie sprawę, że to pomysł nie całkiem realny. Powstanie wspólnoty zostanie najwyżej wykorzystane jako element kampanii przed grudniowymi wyborami do Dumy i wyborami prezydenta w przyszłym roku. Przeciętny Rosjanin wciąż bowiem myśli o świecie - zwłaszcza o najbliższych sąsiadach - w kategoriach ZSRR. Każda wiadomość, że coś, co się kiedyś rozpadło, udało się skleić - nawet jeżeli to tylko złudzenie - zostanie przyjęta w Rosji z sympatią.

Można więc rzec, że w Jałcie nic się nie stało poza podpisaniem kolejnej papierowej umowy. Ale to tylko pół prawdy. Najbardziej na awanturze wokół WPG stracił prezydent Ukrainy, który najpierw popierał ten pomysł (być może nawet w dobrej wierze), a potem robił rozmaite zastrzeżenia, by integracja z "trójką" okazała się jak najpłytsza. Kuczma - zresztą nie pierwszy raz - wysłał z Jałty całkowicie sprzeczne sygnały o kierunku rozwoju Ukrainy. Jego deklaracje będą teraz niewiarygodne zarówno dla Brukseli, Waszyngtonu, jak i dla Moskwy. Kuczma będzie rządzić w Kijowie jeszcze rok. Zanosi się na to, że to będzie dla Ukrainy rok drogi donikąd.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.