Bilans dwóch lat rządów prezydenta Putina

Liberalne reformy w Rosji nie skończyły się, ale zapał opadł. Obecnie słowem dnia jest ?konserwatyzm?. Prezydent Putin dba dziś głównie o swoją popularność - zmiany po cichu przeprowadza rząd

Bilans dwóch lat rządów prezydenta Putina

Liberalne reformy w Rosji nie skończyły się, ale zapał opadł. Obecnie słowem dnia jest "konserwatyzm". Prezydent Putin dba dziś głównie o swoją popularność - zmiany po cichu przeprowadza rząd

Wacław Radziwinowicz: - Minęły właśnie dwa lata od wyboru Władimira Putina na prezydenta Rosji. Nikt nie wątpi, że za dwa lata bez trudu zostanie wybrany na drugą kadencję. Jak za czasów nowego gospodarza Kremla zmienił się ustrój państwa?

Igor Klamkin: - Forma rządzenia krajem została ta sama co za czasów Borysa Jelcyna - samodzierżawie wyborcze. Konstytucja Rosji daje prezydentowi tak wielkie pełnomocnictwa, że może on bezpośrednio kontrolować wszelkie organy władzy. Jelcyn jednak nie mógł sobie na to pozwolić - był za słaby, by podporządkować sobie gospodarzy regionów. Prezydenci republik i gubernatorzy obwodów otwarcie łamali konstytucję - jako członków Rady Federacji chronił ich immunitet. Zaś wyższa izba parlamentu też czasem występowała przeciw Kremlowi. Prezydent nie mógł się z nią rozprawić, bo gubernatorzy byli mu potrzebni jako przeciwwaga dla opanowanej przez komunistów i dlatego opozycyjnej Dumy.

Putin przez dwa lata już zdążył rozprawić się z parlamentem...

- Przede wszystkim z Radą Federacji. Usunął z niej gubernatorów, pozbawiając ich immunitetu. W ten sposób odebrał im status polityków rangi federalnej i "zesłał w regiony"...

Ale jednocześnie zaprosił ich do pracy w nowej Radzie Państwowej...

- Dlaczego pan mówi "do pracy"? Ten dziwny organ - instytucja fasadowa i dziwaczna - powstał tylko po to, by otrzeć łzy gubernatorom wygnanym z Moskwy. Putin teraz zaprasza ich czasem na Kreml, sadza za okrągłym stołem, by potem mogli pokazywać w swoich regionach, że w centrum wciąż się z nimi liczą. Czasem poleca im opracowanie jakiegoś programu - a to rozwoju sportu, a to walki z bezdomnością dzieci. Tak jakby nauczyciel zadawał uczniom pracę domową, której potem nawet nie sprawdza.

Równie dziwaczna jest dziś Rada Federacji...

- Wyższa izba parlamentu jest absolutnie pozbawiona jakiegokolwiek politycznego znaczenia. Jej członkowie nie są wybierani, tylko wyznaczani przez gubernatorów i obwodowe Dumy czy parlamenty republik. Są absolutnie zależni i od władz regionów, i od Kremla. W każdej chwili mogą być odwołani.

Teraz się zaczęło mówić, że trzeba coś z Radą Federacji zrobić, że jej członkowie powinni być wybierani. Ale jestem przekonany, że do wyborów prezydenckich w 2004 r. nikt się do tego nie weźmie.

Dlaczego Putin zdecydował się na tak daleko idący demontaż Rady Federacji?

- Bo przestała być potrzebna jako przeciwwaga Dumy. Teraz absolutną większość w niższej izbie ma tzw. prokremlowskie centrum. Prezydencka administracja i rząd są w stanie przepchnąć przez Dumę absolutnie każdą ustawę, która jest im potrzebna.

Wygląda na to, że proces "podbijania" Dumy właśnie się kończy. Jest pewne, że jej komunistyczny przewodniczący Giennadij Sielezniow zostanie wkrótce odwołany.

- To ruch kadrowy, którym wszyscy w Moskwie się podniecają, ale nie ma on już żadnego znaczenia. Sielezniow to postać politycznie neutralna i nieszkodliwa. Kremlowska administracja doprowadzi do jego dymisji tylko po to, by podporządkować sobie urzędniczy aparat parlamentu, wymienić siedzących tam od dawna ludzi na swoich.

Sama Duma, jak to się mówi w Rosji, "położyła się pod Putina" zaraz po wyborach parlamentarnych w grudniu 1999 r. Dzięki temu może się cieszyć pełnią swych gwarantowanych przez konstytucję uprawnień.

Proputinowskie ugrupowania w wyniku tych wyborów nie zdobyły większości w Dumie. Dopiero potem urosły w siłę, bo przeszli do nich politycy, którzy wcześniej występowali jako opozycja antykremlowska. Dlaczego tak radykalnie zmienili front?

- Ojczyzna-Cała Rosja mera Moskwy Jurija Łużkowa tworzyła trzon opozycji antyjelcynowskiej, a nie proputinowskiej. Występowała przeciw staremu prezydentowi, którego popierało 7 proc. Rosjan. Nowego popiera prawie trzy czwarte obywateli.

Perspektywy każdej siły politycznej w Rosji zależą od tego, jak ułoży stosunki z prezydentem. Dlatego Łużkow się ugiął. To samo chętnie zrobiliby też komuniści, tym bardziej że połowa ich elektoratu wspiera prezydenta. Dla nich jednak ta droga jest zamknięta, bo Kreml - choćby dla przyzwoitości - musi mieć jakąś opozycję.

Jak długo będzie trwać ta idylla powszechnej miłości elit do prezydenta?

- Tak długo, jak Putin będzie mieć niebotycznie wysokie notowania w sondażach. Gdy prezydent zacznie tracić popularność, cały ten system zacznie pękać w szwach. Duma zacznie się przeciwstawiać Kremlowi, a partie polityczne zaczną przechodzić do opozycji. Putin zdaje sobie z tego sprawę i dlatego stara się przede wszystkim być popularny.

Jednak to nie może trwać wiecznie. Wystarczy, że spadną np. ceny ropy naftowej...

- Krach na rynku paliw zawsze powoduje kryzysy i polityczne przesilenia w Rosji. W ZSRR też tak było. Jak obliczają eksperci, po to, by nasz kraj wpadł w kłopoty, cena baryłki ropy wcale nie musi spaść do ośmiu-dziewięciu dolarów jak za czasów Jelcyna. Już 15 dol. za baryłkę sprawi, że w Rosji zacznie się kryzys. Putin jeszcze nie musiał działać w warunkach kryzysu. Tej próby jeszcze nie przechodził.

Teoretycznie ceny ropy mogą być wysokie jeszcze przez lata. Ale notowaniom prezydenta grozi też "wewnętrzne" niebezpieczeństwo. W Rosji trzeba jak najszybciej przeprowadzić reformy, które nie spodobają się społeczeństwu - choćby wprowadzenie pełnej odpłatności za mieszkania, opłat za lokalne rozmowy telefoniczne...

- To oczywiste. Bez tego wkrótce rozsypie się cała infrastruktura kraju. W całej Rosji, tak jak to już dzieje się każdej zimy na naszym Dalekim Wschodzie, nie będą pracować kotłownie, elektrownie, wodociągi.

Tymczasem mer Łużkow zapowiedział, że nie pozwoli wprowadzić w Moskwie opłat za lokalne rozmowy telefoniczne. Jeśli telekomunikacja ośmieli się to zrobić, on "podniesie wielką falę gniewu ludu, która zaleje tę firmę". Z podobnymi pogróżkami wobec energetyków, przedsiębiorstw transportowych i telekomunikacyjnych występują inni gubernatorzy. Czy można liczyć, że te niepopularne reformy zostaną przeprowadzone?

- To dla Rosji kapitalna kwestia. U nas wszystko jest podporządkowane urzędnikom. Dla biurokraty nie ma znaczenia, że firma telekomunikacyjna jest czyjąś prywatną własnością. On jest przekonany, że ma prawo darowania mieszkańcom swego miasta czy regionu darmowych rozmów telefonicznych, darmowych przejazdów czy 80-proc. zniżek w opłatach czynszowych. I co gorsza jest w stanie wyegzekwować swoje "prawo" do robienia takich podarków.

Między naszą biurokracją a biznesem obowiązuje niepisana, ale skrupulatnie przestrzegana umowa - ty mi płacisz, wypełniasz moje polecenia, a ja ci w zamian gwarantuję, że na moim terytorium nie pojawi się żaden konkurent. Jeśli przedsiębiorca złamie tę regułę, szybko dorabia się faworyzowanego przez biurokratów konkurenta i wylatuje z rynku.

Gdy dwa lata Putin zostawał prezydentem, wydawało się, że Rosja szybko pójdzie drogą liberalnych reform. Powstał program radykalnych zmian autorstwa Germana Grefa, ministra rozwoju gospodarczego i handlu. Teraz jednak zapał do reform zmalał. Władysław Surkow, zastępca szefa administracji prezydenta, twierdzi, że "ideologią władzy" jest dziś "konserwatyzm". A więc już nie liberalizm. Dlaczego?

- Reformy się nie skończyły, ale zapał opadł. Niedawno parlament przyjął trzy ważne ustawy: o ograniczeniu liczby kontroli, o ograniczeniu liczby rodzajów działalności gospodarczej, na które trzeba uzyskiwać licencje, i o uproszczeniu rejestracji firm. Ale dziś już widać, że biurokracja pełną parą produkuje różne przepisy wykonawcze, które pozwolą urzędnikom nadal decydować o zezwoleniach na działalność gospodarczą, nasyłać kontrolę za kontrolą jak do tej pory. Oczywiście przedsiębiorcy będą mogli domagać się przed sądami unieważnienia tych przepisów. I może nawet będą mieli szanse wygrywać procesy. Ale kto zdecyduje się na trwające rok, półtora postępowanie sądowe. Przez ten czas biurokracja pożre każdego. Biznesmeni mówią więc, że lepiej się stosować do bezprawnych przepisów i płacić łapówki. Wciąż są pokorni wobec czynowników jak chłopi pańszczyźniani.

Dlaczego Putin, który im tyle obiecywał, nie stanie otwarcie po ich stronie, nie da im sygnału, że nadchodzi koniec "pańszczyzny"?

- Prezydent najwyraźniej zmienił taktykę. Chce sprawiać wrażenie, że on sam w niczym nie uczestniczy. Reformy przeprowadza "po cichu", tak by społeczeństwo nie bardzo rozumiało, o co chodzi, premier Michaił Kasjanow. A prezydent wykonuje masę populistycznych posunięć: dziś rozwija sport, jutro pomaga staruszkom, pojutrze wspiera naukę. Putin nie wskazuje krajowi drogi rozwoju - tak jak Franklin Delano Roosevelt, kiedy w czasach kryzysu wprowadzał New Deal i stale tłumaczył Amerykanom, dlaczego należy zrobić to czy tamto. Nasz prezydent stał się zakładnikiem własnych sondaży, a przy tym nie chce stracić poparcia biurokracji.

Dlaczego?

- Powtarza się ten sam dramat, przez który przeszedł Michaił Gorbaczow. On też bał się utraty poparcia aparatu partyjnego, bo - jak mu się bardzo długo wydawało - nie miał na kim się oprzeć. Zrozumiał, że mogło być inaczej, dopiero gdy ten aparat się rozsypał. Podobnie rozumuje Putin. Stąd rozmowy o konserwatyzmie, przywracanie radzieckiego hymnu i rosyjskiej flagi.

Nasza biurokracja przez lata stymulowała rozwój społeczeństwa jedynie siłą, a jeśli sprawy w państwie szły źle, wplątywała kraj w wielką wojnę. Dziś samą siłą nie da się zapewnić rozwoju. A jeśli zacznie się wewnętrzny kryzys, nikt nas już nie zaatakuje, nawet jeśli o to poprosimy. Czasy się zmieniły. Teraz trzeba dać społeczeństwu możliwość rozwoju, dać ludziom wolność działania. Tego nie uda się zrobić z tym aparatem, który mamy. Trzeba go szybko reformować, póki zdecydowana większość społeczeństwa popiera Putina, a koniunktura na ropę sprzyja. Kiedy popularność spadnie, aparat sam zabierze się za prezydenta - tak jak zabrał się poprzednio za Jelcyna.

*Igor Klamkin jest wiceprzewodniczącym Fundacji Rosja Liberalna, socjologiem, autorem znanych prac o ustroju współczesnej Rosji.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.