NATO mało energetyczne

Zrobiliśmy krok naprzód w kwestii bezpieczeństwa energetycznego - deklarował w środę prezydent Lech Kaczyński po zakończeniu szczytu NATO w Rydze.

Jednak ani oficjalne dokumenty szczytu, ani wypowiedzi innych polityków Sojuszu nie dają podstaw do wielkiego optymizmu

Polska od dawna deklarowała, że chce, aby Sojusz zajął się także bezpieczeństwem energetycznym jego członków. Wczorajsze słowa prezydenta powtórzył minister obrony Radek Sikorski. - To, że energia weszła do oficjalnego komunikatu ze szczytu, pokazuje, że ten temat [w NATO] istnieje. I będzie istniał przez kolejne lata - powiedział nam Sikorski - mówił.

- To jest nasza zasługa. Mamy nadzieję, że taki zapis uruchomi konkurencję między NATO i Unią Europejską w kwestiach bezpieczeństwa energetycznego - dodał Sikorski.

Sukces nie jest jednak oczywisty. Faktycznie, w końcowej deklaracji szczytu pojawia się krótki zapis o energii. Tyle tylko że jest to przedostatni punkt dokumentu tuż przed zwyczajowym podziękowaniem dla Łotwy jako organizatora szczytu.

Co więcej, zapis jest bardzo ogólny. W niczym nie przypomina propozycji "energetycznej solidarności" zaproponowanej we wtorek w Rydze przez wpływowego amerykańskiego senatora Richarda Lugara. "Popieramy skoordynowany, międzynarodowy wysiłek mający na celu ocenę ryzyka dla infrastruktury energetycznej" - czytamy w NATO-wskim dokumencie.

Niektórzy liderzy Sojuszu chyba nawet nie zauważyli, że Polska coś mówi o energii w NATO-wskim kontekście. - Ta kwestia nie była w porządku obrad i nie powinna była być - zapewniał na konferencji prasowej prezydent Francji Jacques Chirac. Francuski polityk obchodził w środę w Rydze 74. urodziny i z tej okazji dostał życzenia od pozostałych 25 szefów państw i rządów oraz gigantyczny tort z najlepszej ryskiej cukierni.

Afganistan bez przełomu

Mimo wszystko prezydent Kaczyński mógł jednak wyjeżdżać z Rygi usatysfakcjonowany. Nawet jeśli nie z powodu energii, to ze względu na to, że jego decyzja o wysłaniu dodatkowego tysiąca żołnierzy do Afganistanu została dostrzeżona, przynajmniej przez sekretarza generalnego Sojuszu Jaapa de Hoop Scheffera, który z uznaniem wyrażał się o Polsce na swojej konferencji prasowej.

W środę w Rydze wyraźnie było widać, że niewielu członków Sojuszu chce pójść w ślady Polski i znacząco zwiększyć swoją obecność w Afganistanie. Dodatkowych żołnierzy obiecała m.in. Kanada (ok. 1000). Przywódcy wszystkich państw, zwłaszcza Włoch i Francji, zadeklarowali też, że zezwolą swoim narodowym kontyngentom na udział w walkach - "gdyby zaszła nagła i niebezpieczna sytuacja".

Francuski prezydent zapowiedział też, że wyśle do Afganistanu dodatkowe śmigłowce oraz dumę francuskiej armii - nowoczesne myśliwce Rafale. I to właściwie było wszystko, co NATO osiągnęło w Rydze w kwestii Afganistanu, kraju, w którym - jak ujął to Sikorski - decyduje się przyszłość Sojuszu. - Pod tym względem nie wszystkie państwa wykazują ten sam stopień determinacji - przyznał prezydent Kaczyński.

NATO otworzy się za dwa lata

Największym zaskoczeniem szczytu w Rydze była chyba nagła zmiana stosunku Sojuszu do państw bałkańskich. Jeszcze w piątek NATO-wscy dyplomaci w Brukseli zapewniali, że trzy bałkańskie państwa - Serbia, Bośnia i Czarnogóra - raczej nie mają szans na uczynienie pierwszego kroku w stronę członkostwa, czyli na wejście do programu "Partnerstwo dla pokoju".

Powodem tej blokady miała być niewystarczająca współpraca z międzynarodowym trybunałem, ścigającym zbrodniarzy wojennych. Nieoczekiwanie jednak w Rydze ta niechęć do trzech bałkańskich krajów zniknęła i Sojusz dał zielone światło na włączenie bałkańskiej trójki do programu "Partnerstwa...".

Ta decyzja niemile zaskoczyła Carlę Del Ponte, główną prokurator Międzynarodowego Trybunału ds. Zbrodni w byłej Jugosławii. - Żałuję, że kraje te zostały zaproszone. To nagroda za nicnierobienie - powiedziała.

Zdaniem prezydenta Kaczyńskiego ryski szczyt NATO przybliżył też perspektywę członkostwa w NATO Ukrainy i Gruzji. Kolejne rozszerzenie NATO - zadecydowali politycy - zostanie ogłoszone już w 2008 r.

Na razie największe szanse na zaproszenie mają Chorwacja, Macedonia i Albania. Jednak Kaczyński dał do zrozumienia, że za dwa lata być może również Kijów i Tbilisi - mocno wspierane przez Polskę - mogą usłyszeć coś miłego. - W tej kwestii nie jesteśmy w Sojuszu odosobnieni. Najpotężniejszy polityk Sojuszu [prezydent USA George Bush] Ukrainę i Gruzję też wymienił - stwierdził Kaczyński.

Oczywiście, członkostwo będzie możliwe, o ile sami Ukraińcy będą go sobie życzyli. Na razie sondaże wskazują na to, że większości Ukraińców do Sojuszu się wcale nie spieszy. - Ukraina jest suwerennym państwem i nic na to nie poradzimy - konkludował polski prezydent.

Na szczycie w Rydze przywódcy NATO podjęli też szereg decyzji dotyczących bieżącego funkcjonowania sojuszu, m.in. ogłosili, że 20-tys. Siły Reagowania NATO osiągnęły pełną operacyjność i mogą być od teraz używane.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.