Algierska organizacja terrorystyczna GIA faktycznie przestała istnieć

GIA - najstarsza i najbardziej krwawa organizacja terrorystyczna w Algierii - została doszczętnie rozbita. Ma jednak zdolnych następców. W połowie lat 90., gdy GIA była najsilniejsza, jej bojówki dokonywały publicznych egzekucji przy użyciu maczet i toporów.

"GIA jest martwa" - takim tytułem algierskie gazety przywitały doniesienia o rozbiciu Islamskiej Grupy Zbrojnej (GIA). W ciągu kilkunastu miesięcy policja wyłapała wszystkich bez wyjątku liczących się członków GIA. Dwa miesiące temu za kratki trafili dowódca GIA Nurredine Budiafi oraz jego trzej zastępcy i szef sztabu. Wpadli podczas narady w willi na przedmieściach Algieru, o której policja wiedziała zawczasu dzięki informatorowi w kierownictwie grupy.

Rząd ukrywał przez kilka tygodni informację o pojmaniu Budiafiego. W tym czasie algierska bezpieka umieszczała nawet w internecie fałszywe komunikaty Budiafiego, w których dowódca GIA uspokajał podwładnych i zachęcał ich do działania. W międzyczasie policja zwijała wsypywane przez pojmanych towarzyszy kolejne komórki GIA.

Policja nie ujawni oczywiście metod, jakimi posłużyła się do rozbicia groźnej i - jak się wydawało - doskonale zorganizowanej grupy. Zdaniem amerykańskich ekspertów Algierczycy odnieśli sukces dzięki podziałom wewnątrz GIA, które popchnęły część działaczy do szukania schronienia właśnie u policji.

Latem ub.r. Budiafi zorganizował wewnątrz GIA przewrót pałacowy, mordując kilku członków kierownictwa, którzy chcieli szukać porozumienia z rządem. Budiafi w momencie aresztowania przygotowywał serię ataków bombowych w Algierze.

GIA została tak dokładnie spenetrowana przez policję, że ta od razu wiedziała, kto miał być nowym dowódcą (emirem), gdy aresztowanie Budiafiego wyszło wreszcie na jaw. Nowy emir Szaaban Junes został zabity, gdy wpadł w policyjną zasadzkę niedaleko Blidy, małego miasteczka 50 km na południe od Algieru. Junes jechał właśnie na ceremonię objęcia władzy nad GIA.

GIA powstała w 1992 r., gdy wojskowy rząd Algierii unieważnił wyniki wyborów wygranych przez islamską partię Islamski Front Ocalenia. Wtedy najbardziej radykalni działacze Frontu postanowili walczyć o władzę przy użyciu siły. W połowie lat 90., gdy GIA była najsilniejsza i liczyła ponad tysiąc członków, jej bojówki prowadziły publiczne egzekucje przy użyciu maczet i toporów. Ginęli w nich mieszkańcy całych wiosek.

W ciągu dziesięciu lat GIA zabiła także ponad stu cudzoziemców, przede wszystkim Francuzów. W 1994 r. jej ludzie porwali w Algierze samolot Air France, a rok później - zdetonowali serię bomb w metrze w Paryżu i innych miastach Francji.

Koniec GIA nie oznacza jednak końca algierskiej wojny z terrorystami. Pod koniec lat 90. byli algierscy mudżahedini działający w GIA nawiązali kontakty z al Kaidą. W zamian za pieniądze Osamy ben Ladena mudżahedini odeszli z GIA i założyli własną organizację - Salaficką Grupę Nauki i Walki (GSPC).

GSPC zaprzestała ślepych ataków na cywilów, biorąc na cel wojskowych i urzędników. Rok temu emir GSPC złożył przysięgę na wierność ben Ladenowi. Kilkanaście dni temu GSPC przygotowała na pustyni, 450 km na południe od Algieru, pułapkę na wojskowy konwój. Podczas doskonale zaplanowanego i wykonanego ataku zginęło 13 żołnierzy. Atak nastąpił dwa tygodnie po konferencji prasowej szefa policji, który twierdził, że fundamentaliści "całkowicie podupadli na duchu i myślą tylko o tym, jak uratować swą skórę".

Po tej pustynnej bitwie algierska armia odcięła od świata kilkanaście osad i oaz na południu kraju. Amerykańscy eksperci są przekonani, że właśnie tam - na obszarze kilkuset kilometrów kwadratowych - ukrywa się najważniejszy komendant GSPC, dowódca pustynnego ataku na konwój Mochtar Belmochtar. Mochtar szkolony w afrykańskich obozach al Kaidy, w ostatnich latach rekrutował ludzi do GSPC w algierskiej diasporze w Mali.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.