Ataki terrorystyczne na Stany Zjednoczone

Bezprecedensowy w historii atak terrorystyczny na Stany Zjednoczone. Nowy Jork i Waszyngton zaatakowane przez terrorystów. Słynne nowojorskie wieże World Trade Center na Manhattanie przestały istnieć. Część Pentagonu w Waszyngtonie zmieciona z powierzchni ziemi. Władze spodziewają się tysięcy ofiar śmiertelnych

Ataki terrorystyczne na Stany Zjednoczone

Bezprecedensowy w historii atak terrorystyczny na Stany Zjednoczone. Nowy Jork i Waszyngton zaatakowane przez terrorystów. Słynne nowojorskie wieże World Trade Center na Manhattanie przestały istnieć. Część Pentagonu w Waszyngtonie zmieciona z powierzchni ziemi. Władze spodziewają się tysięcy ofiar śmiertelnych

Skoordynowany atak terrorystów rozpoczął się od niezwykłej napaści na 110-piętrowe budynki World Trade Center w sercu finansowej dzielnicy Nowego Jorku. Dwa pasażerskie boeingi z co najmniej 150-cioma osobami na pokładzie wbiły się w każdą z wież. Tuż po 16.00 czasu polskiego obie wieże, płonące od połowy wysokości wzwyż, zawaliły się na sąsiednie budynki. Na Manhattanie wybuchł kolosalny pożar. Tysiące ludzi w panice próbowały wydostać się z ogarniętej kłębami dymu dzielnicy. Policja i straż pożarna były bezradne. - Straty mogą być ogromne - ocenił burmistrz Rudolph Giuliani, który nakazał ewkuację południowego Manhattanu.

Na razie nikt nie jest w stanie ocenić, ile osób zginęło w World Trade Center. W chwili wybuchu - tuż przed dziewiątą rano czasu lokalnego - znajdowało się tam ponad 10 tys. ludzi. Wiadomo, że w momencie zawalenia się budynku w środku i wokół niego było także kilkuset strażaków oraz policjantów.

Po północy związek zawodowy strażaków podał, że w zamachu i pożarze zginęło 200 strażaków.

W tym samym czasie trzeci samolot pasażerski z około setką ludzi na pokładzie uderzył w jedno ze skrzydeł Pentagonu - słynnego pięciokątnego budynku Departamentu Obrony, położonego po zachodniej stronie rzeki Potomak w Waszyngtonie. W tej części gmachu mieściło się dowództwo sił lądowych USA.

Czwarty samolot spadł w lesie w pobliżu Pittsburga w północnej części USA. Również na jego pokładzie było kilkadziesiąt osób. Samolot - według nieoficjalnych informacji - kierował się w stronę letniej posiadłości prezydenta USA w Camp David.

Wszystkie samoloty, które zaatakowały Nowy Jork i Waszyngton, zostały porwane we wtorek rano tuż po starcie z kilku lotnisk na wschodnim wybrzeżu USA. Wszystkie leciały w dalekie, co gwarantowało, że są po brzegi wypełnione paliwem. Dwa samoloty należały do linii American Airlines, a dwa do United Airlines. Na ich pokładzie było w sumie ponad 300 pasażerów.

Ameryka zastygła w bezruchu - takiego ataku na własne terytorium USA nie przeżyły od 1941 roku, gdy Japończycy zrównali z ziemią amerykańską flotę w Pearl Harbor na Hawajach.

Większość publicznych budynków w całym kraju została wczoraj zamknięta do odwołania. Nieczynne są kina, teatry, parki narodowe, słynna tama Hoovera i kasyna w Las Vegas, wszystkie agencje federalne w Waszyngtonie, Kongres USA, centrum lotów kosmicznych NASA na Florydzie oraz wszystkie stadiony sportowe.

Zamknięta co najmniej do dziś do 18.00 czasu polskiego została przestrzeń powietrzna nad USA i Kanadą. Wszystkie samoloty do USA zostały zawrócone, żadna maszyna poza wojskowymi nie ma również prawa startu.

Już rano ze stolicy wywiezieni zostali kluczowi kongresmeni, którzy w razie wojny przewidziani są jako rezerwowy rząd USA. Sam prezydent Bush, którzy większą część dnia spędził w bazie wojskowej Offutt w Nebrasce, wieczorem wrócił do Waszyngtonu. Zamknięte zostały jednak m.in. położone na odległych przedmieściach siedziby CIA oraz wywiadu elektronicznego DIA.

Bush nie mógł przez wiele godzin wrócić do Waszyngtonu, bowiem ochrona prezydencka obawiała się o jego bezpieczeństwo. Na ponad 60 minut ewakuowany został Biały Dom. We wtorek w południe agenci ochrony zauważyli niewielki samolot krążący nad siedzibą amerykańskiego prezydenta. - Wybiegliśmy w popłochu, widziałem urzędników, którzy uciekali z kanapką w ręku, bo alarm zastał ich podczas śniadania - mówi Bob Deans, dziennikarz, którzy był w tym momencie w Białym Domu.

Przez całą noc Biały Dom był otoczony ścisłym kordonem uzbrojonych w karabiny maszynowe i granaty agentów ochrony. Wzdłuż wielu kluczowych budynków w stolicy postawione zostały betonowe zapory na wypadek, gdyby terroryści próbowali wjechać do środka autem wypełnionym materiałami wybuchowymi.

Manhattan pozostaje odcięty od świata - zamknięte są wszystkie drogi z i do miasta. Nie działa większość telefonów w tym mieście, bardzo utrudniona jest łączność internetowa.

Wczoraj wieczorem do portu w Nowym Jorku wpłynęło kilka okrętów wojennych, które nadzorować będą akcję ratunkową w World Trade Center. Flota Atlantycka USA została postawiona w stan gotowości bojowej. Do koszar wezwani zostali również w Nowym Jorku rezerwiści, tworzący obronę cywilną.

Według bardzo wstępnych informacji nie ucierpiało żadne polskie biuro w Nowym Jorku, na razie nie ma też doniesień o ofiarach wśród polskich turystów oraz pracowników polskich ambasad i przedstawicielstw handlowych w Nowym Jorku i Waszyngtonie.

Nadal nikt nie wziął odpowiedzialności za zamachy. Jednak przedstawiciele CIA w oświadczeniach przekazanych wczoraj wieczorem stacjom telewizyjnym twierdzili, że z informacji uzyskanych już po ataku należy przypuszczać, iż za zamachami stoi jednak najbardziej oczywisty podejrzany - saudyjski milioner Osama bin Laden.

Bartosz Węglarczyk, Waszyngton

Copyright © Agora SA